Nie da się odpowiedzieć na pytanie czy te temperatury są [nie]bezpieczne dla komponentów. Z kilku powodów:
1- Wskazania diody termicznej oraz odczyty z programów diagnostycznych są mocno nieprecyzyjne. Błąd może wynosić +/- 15 stopni.
2- Oficjalna podawana przez producentów czipów “temperatura śmierci” układów wynosi między 105 a 110 stopni. Uwzględnij błąd odczytu diody/programu.
3- Procesory potrafią się wyłączyć poniżej temperatury śmierci. Zazwyczaj to restart bez ostrzeżenia, lub z bluescreenem. Temperatura wyłączenia, nie musi być tożsama z odczytami programów diagnostycznych i temperaturą śmierci. Ze znanego powodu (nieprecyzyjne odczyty) oraz faktu, że w obrębie jądra procesora temperatura temperatura jest różna w różnych rejonach.
4- Sporo poniżej temperatury śmierci znajduje się tzw. temperatura ProcHot. Sprzętowo zmniejszana jest wydajność CPU, puszczane są “puste cykle zegara” inna nazwa Throttling. Ogólnie wydajność jest dławiona, żeby zmniejszyć grzanie. Temperatura PROCHOT nie jest przez producenta podawana, i jest indywidualna dla każdego procesora.
Pozostałe odpowiedzi na twoje pytania:
-Odsysanie kurzu odkurzaczem jest bezpieczne dla komponentów. Choć zawsze w sieci można znaleźć teoretyków, którzy znajdą jakieś zagrożenia. Ja stosuję metodę od wielu lat i uszkodzeń sprzętu nie doświadczyłem.
-Warto tą czynność powtarzać co 2 do 3 miesięcy. Profilaktycznie, żeby kurz nie zbił się w “filc” nie do odessania.
-Sprężone powietrze w puszce/spray-u uważam za bardzo nieudane rozwiązanie do tego celu. Strumień powietrza jest o niskiej sile i po sekundzie jeszcze się zmniejsza (przemiana termiczna przy rozprężaniu zmraża zawartość puszki i zmniejsza ciśnienie czynnika). Z czasem spray zaczyna pluć skroplonym czynnikiem, co może przestraszyć nieprzygotowanego komputerowca. Puszkę trzeba trzymać idealnie pionowo, bo też będzie pluła od samego początku. Dodatkowo układy chłodzenia laptopów miewają konstrukcję półotwartą, co skutkuje rozrzuceniem kurzu po wnętrzu laptopa. Lepiej ssać niż dmuchać.
-Ponad dwa miesiące to wystarczający czasokres do zalepienia radiatorów sporą warstwą kurzu. Zwłaszcza w zakurzonym środowisku i w obecności np. leniącego się zwierzaka.
-Programowe sterowanie pracą wiatraków w laptopie dotychczas udało się uskutecznić tylko w laptopach DELL, Toshibach, HP linii profesjonalnej i ThinkPad. Są na to odpowiednie aplikacje (zarówno niezależne i od producentów). Nie ma szans na “programowo-ręczne” sterowanie pracą wiatraków w innych laptopach. Więc oszczędź sobie czasu i nie szukaj.
-Pracą wiatraków sterują odpowiednie komendy w Biosie. Ale raczej niezależnie od użytkownika i niedostępne dla jego ustawień/manipulacji. Czasem aktualizacja Biosu odmienia sytuację zarówno na plus jak i minus.
-W Samsungach jest coś w stylu aplikacji do zarządzania wydajnością (SpeedUp Manager?). W pośredni sposób wpływa ona na pracę wiatraka. Tryb Silent Mode stara się na przykład maksymalnie opóźniać pracę wiatraków, moc obliczeniowa CPU dostaje ograniczenie do 75% max, a także spowalnia napęd DVD, żeby laptop był cichy. To dobre rozwiązanie do nieobciążających zadań, ale fatalne do obciążeń obliczeniowych, bo może przegrzewać lapka. Z kolei tryb “maximum performance” niepotrzebnie ustawia CPU na 100% wydajności niezależnie od obciążenia, niepotrzebnie podnosząc temperaturę, nawet gdy nie ma zapotrzebowania na moc obliczeniową. Najlepiej używać środkowego trybu “optymalnego”. Procesor ma dostęp do pełnej mocy gdy jest to potrzebne, gdy nie to odpoczywa, zaś wiatraki nie są sztucznie powstrzymywane.
Jeśli ssanie odkurzaczem nic nie zmieni, to trzeba rozpatrywać jakieś fizyczne uszkodzenie (awaria łożyska wiatraka, płyty głównej w sensie układów sterujących pacą wiatraka w zależności od temperatury, zkwaśnienie past termo na czipach, odklejenie bloczków chłodzących od czipów itp). I wtedy serwis.