Drodzy, amatorsko bawię się ostatnio w sieci i taka sytuacja :
Stoi sobie budynek… biura - przestrzenie biurowe do wynajęcia. Pewna moja zaprzyjaźniona firma wynajmuje biuro w tym budynku
i jako dobrodziejstwo otrzymuje internet wraz ze ‘wsparciem’ lokalnego, budynkowego IT, w postaci etatowego Pana Informatyka.
Sieć w zaprzyjaźnionym kawałku biur do którego mam dostęp wygląda następująco :
Ze ściany w jednym z pomieszczeń wychodzi kabel ( skąd on idzie, co jest na jego drugim końcu - jest bardziej chronioną tajemnicą niż dostęp do tajnych amerykańskich laboratoriów na pustyni w Nevadzie), wiem tylko że dostaję IP publiczne na tym kablu, żadnych firewall’i, żadnego blokowania portów - czysty żywy internet ( 10MBit symetryczne ) wychodzi ze ściany w cenie wynajmu przestrzeni biurowej.
Do tego tajemniczego źródła internetu mam podłączony router TP-LINK TL-WR1043ND. Tajemnicze niczym nie blokowane źródło internetu jest wpięte w port WAN routera.
Z portu Lan1 routera wychodzi kabel na switch 100Mbit, z którego to idą kable na gniazda RJ45,
z portu Lan2 routera wychodzi kabel na switch 100Mbit, z którego to idą kable na inne gniazda RJ45,
z portu Lan3 routera wychodzi kabel na switch 100Mbit, z którego to idą kable na jeszcze inne gniazda RJ45,
Na gniazdach mam podpięte po kablu, laptopy, stacjonarne kompy, kilka drukarek… w sumie jest tego około 25 sztuk komputerów plus około 4-5 drukarek. Bywa też okazyjnie kilka laptopów łączących sie po WiFi udostępnianym przez w/w TP-LINKa.
Problem polega na tym że przynajmniej raz dziennie (a czasem jest to nawet do pięciu razy dziennie) pada w tej sieci dostęp do internetu. Pada dokładnie i tylko dostęp do internetu, bo wszystkie drukarki sieciowe działają w tym czasie bez zarzutu, udostępnione foldery są widoczne, możliwe jest wejście w menu konfiguracyjne routera.
Co nie daje się zrobić to otwarcie jakiejkolwiek strony / wysłanie maila czy też połącznie się z routerem zarządzaniem zdalnym z zewnątrz. Adres routera po prostu nie odpowiada patrząc z punktu widzenia internetu.
Dziwnym jest fakt że internet powraca po… resecie routera - wyłączeniu jego zasilania na kilkanaście sekund. Po ponownym podłączeniu wszystko zaczyna działać bez zarzutu… aż do następnego zwisu. Fakt ten jest wykożystywany przez Pana Informatyka we wszystkich dyskusjach o nieprawidłowościach w działaniu sieci - “przecież to wasz router się wiesza - resetujecie i jest dobrze”.
No właśnie, czy taka sytuacja jednoznacznie wskazuje że jest coś nie tak z TP-LINKiem ? Dodam jeszcze że ten router był już trzykrotnie wymieniany na inny egzemplarz (cały czas ten sam typ TL-WR1043ND) i egzemplarze rzekomo uszkodzone, wieszające się, pracują BEZAWARYJNIE już kilka miesięcy, bez ANI JEDNEGO ZWISU w innych sieciach lokalnych w innych miejscach ! Nowe routery włożone na miejsce starych zachowują się dokładnie tak samo - ginie dostęp do internetu przy zachowaniu działania sieci lokalnej.
Teraz moje pytania :
-
jak zabrać się za znalezienie problemu ? POMYSŁ -> wsadzić inny model/typ routera ? Co polecicie do w/w konfiguracji ?
-
czy istnieje jakieś narzędzie które próbkowało by sieć całą dobę i zrobiło by mi wykres o której i na ile czasu zanika internet ? Mógłby to być soft który puścił bym sobie na jednym działającym 7/24 kompie.
-
ile maksymalnie można połączyć do jednego portu routera ? Jak dużym błędem w sztuce jest takie połączenie :
Router, na jednym jego porcie - switch (ze switcha gniazda) - następny switch (ze switcha gniazda) - i kolejny switch (i na nim też gniazda) - czyli jednym słowem wszystko połączone w łańcuch na jednym porcie routera.
- czy fakt że internet wraca po resecie routera może być w rzeczywistości spowodowany tym że na chwilę likwidujemy obciążenie jakiegoś obcego switcha gdzieś daleko w ścianie i przez to tamten budynkowy switch powraca, a nie świadczy to o tym że zawiesza się nasz router.
Bardzo dziękuję za każdą Waszą pomoc, pomysły i sugestie