Myślę, że fajnie byłoby coś napisać o liście otwartym Pani Susan Wojcicki CEO YouTube w kontekście ACTA 2.0, którego głosowanie już niedługo.
Uważam, że zbyt mało się o tym mówi w Polsce jak i Europie, a coraz ciekawsze rzeczy wychodzą i niestety spełniają się wizje, które pół roku temu były uznawana za paranoiczne i równane z teoriami spiskowymi.
Będą chcieli to wprowadzić, to wprowadzą, jak nie drzwiami, to oknem (ktoś w końcu za tym lobbuje, jak kiedyś z żarówkami, bo rtęciowe “bezpieczne, energooszczędne” świetlówki nie schodziły…), dalej będą nam “banany prostować”, a ty człowieku masz to przełknąć, bo płaczem i tupaniem nic nie wskórasz. Chyba że jeszcze na poziomie danego państwa można by to zablokować, tylko czy nasz rząd stanąłby przed szereg?
Nie rozumiem niestety takiego podejścia jak Twoje i się nie jestem w stanie z nim pogodzić. Świetlówki i banany to też temat innego kalibru.
Najbardziej martwi mnie jedna rzecz. Pierwsze ACTA udało się zablokować bo była nagonka medialna. Były ataki anonymous. Były strajki i były one pokazywane w TV.
Teraz dziwna sprawa bo o ile strajki są to w mediach cisza. Cisza również o tym, że nad czymś takim pracują za zamkniętymi drzwiami. Brak jakiś ruchów hakerskich, a to dziwne bo nikt się nie chwalił, że anonymous rozbito.
Przeraża mnie to, ze w mainstreamowych mediach nic na ten temat nie wypływa, zupełnie jakby był odgórny zakaz poruszania tego tematu.
PS. Nie zapominajcie plusować tematu jak uważacie, że powinien się pojawić na portalu .
Ten list to otwarta hipokryzja. YouTube daje narzędzia wytwórniom i wszelkiego rodzaju “menadżerom” do blokowania i cenzurowania, co tylko zechcą i te właśnie narzędzia mają priorytet i trzeba się odwoływać od tego. Nie warto nawet o tym wspominać, bo to kpina z ludzi.
Dlaczego hipokryzja? Ja to widzę tak, obecnie YT jest cenzurowany przez mechanizmy o których piszesz, a UE chce podobne mechanizmy, tylko znacznie bardziej zaostrzone wprowadzić wszędzie. YT to tylko przykład.
Hipokryta to ktoś kto mówi, że X jest złe, ale robi X. Jeśli mówimy, że Y jest złe bo jest dwa razy gorsze od X które stosujemy to zakrawa to o hipokryzję, ale nią do końca nie jest. Nie chcę bronić YT bo go nie lubię, ale widać, że nawet dla nich gdzieś ta granica w cenzurze leży. Jak znam życie chodzi o bo zwiększą się im koszty utrzymania serwisu, a spadną przychody, ze względu na mniejszą ilość materiałów i odpływ użytkowników, ale jeśli to ma zatrzymać wprowadzenie durnych i godzących w wolność człowieka praw to czemu nie.
W końcu wróg mojego wroga jest moim przyjacielem i w tym przypadku byłbym w stanie na chwilę zapomnieć o winach Google i YT na rzecz wyższego celu jakim jest zatrzymanie ACTA2.
Dzięki za odpowiedź. Teraz wiem już o co chodziło i że traktujesz sprawę czarne/białe, a ja dostrzegam jednak odcienie szarości w tym wszystkim i stąd delikatna różnica zdań.
Czy ja wiem, czy jest to inny kaliber (co najwyżej inne pole bitewne), skoro w każdym wspomnianym przypadku, jak również i z tym całym “ACTA 2-nd edition” to użytkownik/obywatel/internauta, będący na końcu “łańcucha pokarmowego”, będzie się z tym musiał ostatecznie borykać.
Jak dobrze pamiętam, przy pierwszym ACTA najwięcej zyskiwały rządy (ogółem wyższa kontrola nad przepływem informacji w sieci z możliwością “znikania” tych niewygodnych). I tu mieliśmy “wjazd na chatę drzwiami”, buczano w mediach, sieci, na ulicach itd. itp., co spowodowało odzew i ruch obywatelski (Tusk wtedy musiał ugiąć nogę w kolanie, czego skutkiem były pogaduchy przed kamerami…). Kto wtedy stał za wprowadzeniem przepisów, jakieś organizacje pozarządowe, bo pedofila, bo hazard (ciekawe kto stał za ich plecami i robił za suflera…).
Przy drugim ACTA mamy już niejako “wrzut paczki z guano przez okno” i kto na tym zyska, choćby w kontekście tych najpopularniejszych zapisów ustawy, czy aby nie media (podatek od linków może dać sporo “zielonych” niemal “bez wychodzenia z domu”, a internet przecie linkiem stoi… po wprowadzeniu roszczeń masa, kupy kasa ;)). Stąd też pewnie i cisza, by rabanu wokół tego nie robić, a “strajk” bez kamer jest co najwyżej “nic nieznaczącym” flash mob-em grupki osób na ulicy, rozchodzącym się lokalnie i szybko po kościach, jak po zażyciu środków przeciwbólowych.
Być może dla tego, że z mojego punktu widzenia, dość realistycznie patrzę na sprawę (i dobrze, że nie możesz się z tym pogodzić, cieszy mnie to w sumie… chyba z tego też względu po części oddałem głos). Przy pierwszej próbie wprowadzenia ACTA, zrobił się szum (być może głównie dzięki tradycyjnym mediom i ich zasięgowi, w sieci najpierw trzeba się na coś natknąć lub znaleźć info, przy tv lub gazecie, jeśli jest się “stałym” czytelnikiem lub widzem, prawdopodobieństwo jest większe, “focus” pierwszej strony, a w rodzinie przeważnie znajdzie się ktoś kto ogląda Teleexpress, czy inne wiadomości i mimochodem nawet abstynenci telewizyjni mogą usłyszeć co jest grane). Poszedł komunikat w świat, ludzie wyszli na ulice w n-krajach i zostało to “zablokowane” (tylko, czy “przypadkiem” w Polsce coś z tego ACTA nie przeciekło, po objęciu rządów przez PiS, lista stron blokowanych/zakazanych, ustawa hazardowa…?). A w aktualnej sprawie, jak sam zauważyłeś, mamy coś w stylu Dziadów, “cicho wszędzie, głucho wszędzie…” (tak, zamiast “cicho” winno być “ciemno”, ale mi te słowo bardziej pasuje ;)).
Im człek na wyższym stanowisku siedzi, tym jego podatnośi się zwiększają, a parlament europejski jest wystarczająco dobrym gniazdem na siedlisko takich osób o słabej “silnej woli” (to samo tyczy się sejmów, senatów, sądów itd., niezależnie od kraju). Aż mi się przypomniał artykuł nt. chyba ostatniej kary finansowej nałożonej na Google przez unijnych, w związku “wyszukiwarkowym monopolem”, gdzie pod płaszczykiem wyrównania szans dla europejskich rozwiązań (jakieś wyszukiwarki sprzed “dekady”, które to niby poskarżyły się na swe problemy), a kręciły sprawą (sufler głównym skrzypkiem) niemiecki “gazeciaż” (duża niemiecka gazeta, której nazwy nie pamiętam) i Oracle, które ma na pieńku z Google. Czy to prawda, nie wiem, mało istotna dla mnie jest ta sprawa, ale artykuł dobrze się czytało i ogółem scenariusz jest/był prawdopodobny. A skoro kiedyś można było załatwiać sprawy za artykuły spożywcze, to niby czemu miałoby się w dzisiejszych czasach coś zmienić, prócz rodzaju “darowizny” (zamiast masła, plik banknotów).
Chcę tylko uzupełnić kilka kwestii z Twojego postu.
Chodzi Ci o tak zwany o podatek od linków. Tego najbardziej nie jestem w stanie zrozumieć choćby ze względu na to, że w Hiszpanii i Niemczech już to próbowano wprowadzić. Efekt był taki, że gazetom spadły obroty i wyświetlenia ich stron. Podatek miał godzić w gigantów takich jak google, ale jak google przez te przepisy wycował google news z tych krajów to gazety przeforsowały bo objąć “niektóre” firmy amnestią od tego prawa które same lobbowały.
Dla mnie to jest w ogóle tragedią, że politycy nie uczą się na błędach.
Czyli że to prawo dalej funkcjonuje we Francji i Niemczech, z wykluczeniem uprzywilejowanych (jak napisałeś tych, którzy byli za jego wprowadzeniem), czy summa summarum zostało ono wycofane?
Jeśli to pierwsze, to widzę tu niezłe kręcenie lodów i kopanie konkurencji, która nie znalazła się na “białej liście” (prawnie usankcjonowana eliminacja tejże konkurencji)…
“Dotacje z prywatnych źródeł” nie są złe…
Biorąc pod uwagę “przymus” stosowania się do unijnych dyrektyw przez państwa członkowskie i możliwość, że ci z “białej listy” działają nie tylko na swoim podwórku, ale i w innych krajach unii, dawałoby to dość jasny pogląd na sprawę (dwa kraje przy krajach całej UE). Z jednej strony, w pewnym stopniu hermetyzujesz region informacji (podobnie jak w Chinach, czy Korei Północnej), z drugiej, dobijasz lokalne nośniki informacji, które przestają być rentowne… Koniec końców, trzepiesz kasę na ustawiony (dez)informacjach. Jak to mówią, są trzy prawdy: prawda, cała prawda i g***o prawda, nie byłoby pewnie niczym odkrywczym zakładając, że na tej trzeciej opcji najlepiej się zarabia.
Tak Polsce, jak i UE przydałaby się prawdziwa demokracja, gdzie to obywatele decydują o kształtowaniu regionu, a nie grupka wybrańców, kierujących się własnymi celami, którzy pod przykryciem idei pasujących “na papierze” do wizji/obrazu ich wyborców, robią interesy na ich plecach. Politycy wtedy jedynie mogliby zgłaszać pomysły ustaw (czarno na białym, bez kruczków i haczyków drobnym drukiem), obywatele mogliby je zatwierdzać (lub nie) w ogólnym głosowaniu. Nie byłoby też korupcji w tej strefie, bo niby jak przekupić miliony… o ile obywatele mieliby odpowiednią ilość “oleju w głowie”, by nie dać się w większości jakoś zmanipulować.
Tam sprawa dotyczyła tego, że na Google News wyświetla się informacje ze stron gazet i portali informacyjnych, skrócone bo skrócone, ale to się wydawcom nie podobało. Ta grupa uważała, że traci miliony moment bo Google zabiera im ruch bo użytkownicy czytają wiadomości na Google News i nie przechodzą na ich strony, czyli mają mniej kasy z wyświetleń reklam bo teoretycznie jak nie ma użytkownika to nie ma wyświetleń reklam.
Praktyka okazała się brutalna i okazało się, że po wprowadzeniu nowych przepisów google uznało, że nie opłaca im się prowadzić usługi Google News w tych krajach i się z tych rynków wycofali.
Jak się wycofali, okazało się, że grupy które płakały jakie to Google News jest złe i jak mocno ich okrada mają tak duże spadki ruchu na swoich witrynach, że już w ogóle nie zarabiają .
Efekt był taki, że te grupy zaczęły forsować by niektóre podmioty od tych przepisów były zwolnione, w domyśle chodziło o Google. Czyli prawo dotyczy wszystkich z wyjątkiem google z którym walczyli najbardziej (no i pewnie jakiś innych większych usług/firm też). Teraz jeśli chciałbyś zrobić własną aplikację pokroju Google News to nie możesz, chyba, że będziesz płacił dodatkowy podatek od linków, natomiast Google nie musi tego robić .
Małe sprostowanie, w poprzednich wiadomościach, jak i tej za nim znalazłem artykuł na ten temat pisałem, że podatek od linków był wprowadzony we Francji, niestety się pomyliłem (źle coś zapamiętałem) i to nie była Francja lecz Hiszpania. Błędnie podałem nazwę kraju w którym sytuacja miała miejsce.