Obecnie posiadam telefon stacjonarny w Netii oczywiście na łączach Orange (dawniej TP). W najbliższym czasie kończy mi się umowa. W związku z tym w ciągu jednego dnia zostałem zasypany telefonami od Netii - w sprawie ewentualnego przedłużenia owej umowy, a także od Orange - abym do nich wrócił (wcześniej miałem TP). Oczywiście przez telefon oferują jakieś tam propozycje, czasami można się w nich pogubić. Proponują jakieś darmowe minuty na numery, z tym, że ja ich zbytnio nie potrzebuje, bo z telefonu dzwonię sporadycznie. Trzymam go tylko i wyłącznie dlatego, iż mam neostradę na tym łączu.
Co teraz zrobić? Pozostać w Netii czy wrócić do Orange? Kto jest bardziej opłacalny? W Netii nie narzekałem na rachunki dotychczas.
Najlepiej porównaj sobie ceny. Ja mam Orange Freedom, mam telefon w TP (teraz tez już Orange). Płacę 49 zł za 1mb/s. Łącze stabilne, czasem raz na rok zdarzy się jakaś awaria, transfer praktycznie pełna prędkość. Nie pamiętam jak było w Netii, ale chyba za podobną cenę można było dostać o wiele wyższe łącze, ale nie pamiętam, bo ta promocja była dawno, więc ich promocje też musisz śledzić. Może teraz, kiedy Orange wchłonęło TP też będą mieli jakąś ciekawą ofertę na Start. Co do mobilnych netów sam miałem i nie polecam. Po pierwsze limit pobierania danych, później znacznie spada transfer tak, że chodzi tylko GG i czasem program pocztowy połączy się z serwerem, resztę stron nie otwiera w ogóle, lub po 10 minutach. Nie wiem jak jest z tym LTE, ale tak czy tak w godzinach wieczornych, gdy jest przeciążenie sieci, transfer danych spada. Co do gniazdka na telefon stacjonarny teraz nie ma obowiązku go mieć, ale chyba 29 zł i tak musisz płacić za utrzymanie łącza, więc to dodatkowe pieniądze. Nie wiem jakie opłaty są teraz. Co do opłacalności cenowej chyba Netia ma lepsze ceny. Ale prześledź ich promocję, albo jak zadzwonią z infolinii przyciśnij ich o jakąś promocję/bonusy za to, że u nich zostaniesz, zobacz co Ci powiedzą
Netia… opinie są skrajne - ja mam okropne przeżycia, bałagan, bałagan i jeszcze raz bałagan - po dwóch miesiącach zrezygnowałem (“ale, Panie, 14 dni i będzie, żadnych problemów”)