Wczoraj spokojnie sobie pykałem w gierkę, aż pojawił się nagle niebieski ekran śmierci. Niestety nie zdążyłem przeczytać, co on oznajmiał, bo nastąpił szybki restart. Niestety system już się nie podniósł, bo komputer poinformował o braku jakiegokolwiek napędu butowalnego.
W biosie płyty wyszło, że mój nowy (kupiony w grudniu zeszłego roku) SSD od Goodrama (CX-100 120GB - teraz jestem już świadomy fatalnej opinii o nim, choć do wczoraj był super) jest niewidoczny. Już doszedłem do tego, że się wysypał (kontroler albo pamięć). Dysk już w drodze do serwisu.
Najgorsze jest jednak to, że pociągnął za sobą również partycję dysku talerzowego, na którym była zainstalowana gra, w którą grałem w czasie awarii. Problem objawia się tym, że dysk fizyczny (była na nim tylko jedna, główna partycja) jest widoczny pod biosem, ale nie widać na nim żadnych danych. W menadżerze dysków pod Windowsem (w zarządzaniu komputerem) jest widoczny jako dysk z żółtym wykrzyknikiem i opisany wyłącznie jako “dysk dynamiczny. obcy”.
Korzystając z najszybszej metody próby dostania się do partycji, uruchomiłem livecd z Ubuntu i oto co wyświetlił, przy próbie dostania się do dysku (obrazek).
Widzę, że mogła pójść jedynie tablica alokacji. Czy pomogą czary z fixmbr z płyty naprawczej z windowsem i tym podobne, czy trzeba jednak zaprząc do pracy program do odzyskiwania danych? Nie chciałbym stracić tych 800 GB, które na nim mam.