…wiadomo nie tak szeroko jak po liceum ogólnokształcącym.
Horror dojazdów w pozbawionym infrastruktury Kraju Husarii z nieprzejezdną stolicą gwarantuje zmęczenie. Argumenty w stylu “musiałem pracować w kopalni uranu, żeby mieć na drugie śniadanie do szkoły oddalonej 843 kilometry i nikt nie narzekał” nie czynią dojazdów mniej obciążającymi
śliczne porównanie i jakie zabawne, ale co wnosi?
Informuję, że zarzucanie komuś braku samozaparcia jest przesadzone. Pytasz mnie, co taka wypowiedź może wnosić do dyskusji, w której zarzucasz komuć brak samozaparcia? Interesujące
A no zarzucam! Jasiu musi 40 kilometrów dojeżdżać… nie no szok! I to do centrum stolicy, przecież tam jeden rydwan staje.
Z takim podejściem wróżę same sukcesy na studiach… no chyba, że pójdzie na filozofię czy kulturoznawstwo (tyle, że nawet tam trzeba się zmusić do lektury ton książek)
A przypominam, że decydując się na liceum niejako zmusza się do studiowania.
idź na spawacza , lepiej zarobisz
Nie zgodzę się z tą opinią (oraz, oczywiście, z jej tonem, ale oczekiwanie innego jest coraz częściej nie na miejscu). Jak kogoś wyczerpują dojazdy, a mnie by wyczerpywały, nie da się komuś powiedzieć “przestań być zmęczony” i oczekiwać, że to coś da. Nie działają również sugestie “zmaterializuj sobie samochód znikąd, bo tutaj nie da się żyć bez auta, ale jakimś cudem jest to w porządku” i tym podobne.
Różne są progi wytrzymałości i podejście “cierp albo umrzyj” prowadzi donikąd. Jeżeli dojazdy pozbawiają sił na naukę, korzyść z dalekiej szkoły będzie niwelowana przez brak sił/czasu. Należy to brać pod uwagę, a nie kazać każdemu być identycznym.
Technikum nie jest wymagane do sukcesu w IT. Wymagane do tego jest samodzielne pogłębianie zainteresowań, na które trzeba mieć czas i siłę. Technika bywają mityczne, a wiedza w nich przekazywana - niekompletna. Acz jest też dużo świetnych.
Ja skończyłem liceum. W życiu nie podjąłbym innej decyzji. A była to dwujęzyczna (francuska) szkoła. Nie miałem zajęć praktycznych ani laboratoriów, miałem analizę literacką. Na studia potrzebna jest matura z matmy i baza samodzielnie zdobytej wiedzy. Da się skończyć technikum i nie umieć nic.
Mi by się na pewno nie chciało tyle dojeżdżać i szukałbym lokum na miejscu. 40 km z korkami to pewnie ze 2 godziny jazdy w jedną stronę, do tego wykłady, a później tyle samo powrotu? Masakra.
Dlatego szukać akademika/pokoju w pobliżu szkoły.
Wszystko lepsze od pójścia do liceum, zwłaszcza u osoby, która przy pierwszych trudnościach płacze i prosi o pomoc innych na forum. Sorry, ale im wyżej tym ciężej.
Twierdzę, że to również nieprawda Studia były 5x łatwiejsze, niż liceum. Nawet zajęcia na “najlepszym” wydziale były albo zbędne albo łatwe. ^^
@format_c wyluzuj trochę. Chłopak ma kilkanaście lat, ledwo skończył nauczanie podstawowe, wybrał szkołę, która mu się podobała, ale realia go sprowadziły na ziemię, bo takie dojazdy połączone z nauką to faktycznie wyczerpująca sprawa. Do tego nowe miasto, nowa szkoła… Wyrozumiałości trochę. Zapomniał wół…
może i zapomniał wół… i tak dalej. Liceum uważam za największy swój błąd w życiorysie (mimo, ze skończyłem studia). Przestrzegam przed tym każdego. Jak obowiązkowa służba wojskowa, czy odsiadka - wyrwa w CV
Jak bym miał wehikuł czasu: Technikum Samochodowe i potem ewentualnie studia.
A ja bym zrobił tak. Przerzuciłbym się na bliższe liceum, zaoszczędzaną kasę (jeśli to możliwe) odkładał na studia, a w liceum skupiłbym się wyłącznie na tych przedmiotach, które pozwolą nie tylko na te studia się dostać, ale także potem te sudia skończyć (może nawet z wyróżnieniem, jeśli zaczniesz się uczyć już teraz) i potem dostać, a przynajmniej mieć szansę na dobrą pracę.
Nie popełniaj błędu w stylu ‘pójdę do lepszej szkoły, to mnie tam lepiej nauczą’ - szkoła nie ma znaczenia - ucz się sam systematycznie już teraz w kierunku, który Cię interesuje, to i studia i pierwsza praca będą dla Ciebie jedynie formalnością. To tak jak z prawem jazdy - umiesz jeździć, to się nie boisz egzaminu - nie ma znaczenia, czy uczył Cię wybitny instruktor z Warszawy, czy przykładowo tata na bezdrożach. Jazdę trzeba sobie po prostu wypracować, a potem to już tylko patrzysz na znaki i wykonujesz polecenia egzaminatora.
Kontynuując, możesz dostać stypendium naukowe, to jeszcze Ci się może lekko zwrócić (ja tak przestudiowałem praktycznie za darmo ostatnie lata). Lepiej być dobrze opłacanym ekspertem bez szkoły niż kiczowatym profesorem. Im więcej dasz z siebie teraz, tym lżejsze życie będziesz mieć potem. No i nie czekaj z nauką, aż pójdziesz na studia, bo i tam nikt Cię niczego nie nauczy - tam się idzie również tylko po papierek + kontakty.
Ktoś napisał, że liceum nic Ci nie da, ale technikum też pracy Ci nie zapewni. Liczą się tylko umiejętności. Albo umiesz, albo nie.
Nie no jak cukrowo. Jak już tak lecimy w fantastykę, to niech odkłada na helikopter. Dojazdy przestaną być utrudnieniem, a przyjemnością.
Ktokolwiek odłożył w czasach liceum cokolwiek?
Jeżeli chłop tak czy inaczej ma kasiorę na dojazdy po 80 km dziennie, to i nawet połowę z tego może odłożyć…
Jego rodziców (a to bardzo nie to samo) i to, że potrafią sobie od ust odjąć to nie znaczy, że gdy nie będą musieli przeznaczyć kasy na bilety to od razu na koncie ląduje.
Wiadomo, ale jeżeli rodzice już przystali na to, że przez 5 lat będą takie pieniądze wykładać, to gdy okaże się, że mają wykładać powiedzmy połowę z tego, tym lepiej dla nich…
dodałeś do tego kaszta studiów? Chyba nie, bo to kolejne minimum trzy lata. A wątpię by na wypizdowie 40km od centrum Warszawy były jakieś sensowne oddziały. Wychodzi na to, że przesuwa tylko w czasie o cztery lata wydatki na dojazdy.
Tak, da się oszczędzać w liceum. Nie każdy ma takie takie same wady.
i pewnie ty, zaraz po maturze kupiłeś pierwsze Porsche za uciułane pieniądze. Wiem, że w teorii się da - co nie znaczy, że ma to miejsce w przyrodzie. Następne co? Pierwsza rata kredytu hipotecznego spłacona dzięki pieniądzom z komunii?