Czy Waszym zdaniem można w Polsce żyć bez kredytu

Kupić mieszkanie, samochód? Oczywiście nie piszę tutaj o tych najbogatszych ale o zwykłym szarym czlowieku. Jak patrzę sobie na znajomych to obecnie wszyscy mają jakieś kredyty. Zastanawiam się czy jest to potrzeba czy może epoka konsumpcjonizmu? 

A w którym kraju “zwykli ludzie” (klasa średnia) żyją bez kredytu?

Konsumpcjonizm nie ma epok! To cecha każdego społeczeństwa. Kredyty zaś to mają Ci, których na to stać! Myślisz, że można je dostać “od ręki”? A zdolność kredytowa to co? Mówię o dzisiejszym stanie prawnym, a nie o prehistorii.

A to tak bardzo trzeba było mieć tą zdolność kredytową? W ‘boomie’ banki dawały kredyty, jak leci - było to dość wygodne wiedząc co się stanie i że szybko te mieszkania do nich wrócą z ogromnym zyskiem…

To chyba ja żyję w klasie wyższej skoro nie mam kredytu a posiadam mieszkanie, samochód :slight_smile: I dzięki Bogu

 

No to możesz w miarę spokojnie żyć bez strachu :wink: Rozumiem, że mieszkanie to nie spadek/darowizna od rodziny?

 

A przypadkiem nie dzięki pracy (ew. bogatym krewnym)?

Można żyć bez kredytu tylko trochę ciężko. Nie chcę brać kredytu bo mnie nie stać. Boję się wpaść w to bagno.

Zatem na mieszkanie i samochód również Cię nie stać i koło się zamyka.

Odpowiadając bezpośrednio na twoje pytanie, napiszę że tak, można żyć bez kredytu, ale standard takiego życia będzie… mocno poniżej standardu. Oczywiście można mieć auto, ale takie 10 - 15 letnie. Mieszkanie też, o ile wynajmujesz je z partnerem / partnerką i jest to raczej skromne 2 pokoje z kuchnią i łazienką. Jeżeli masz dziecko, to już jest ciężko związać koniec z końcem. Wszystko zależy też od tego, jaki styl życia preferujesz - jeżeli lubisz kino, teatr czy imprezy, to po prostu musisz wybierać, na co cię stać.

 

A teraz, żeby rozważania nie były czysto teoretyczne opiszę ci konkretny przykład - mój własny…

 

Przez ponad dwa lata żyliśmy z żoną i dzieckiem za 2000 zł miesięcznie (czyli diaboliczne 666 zł na osobę), w tym mieliśmy ratę kredytu 900 zł (wzięty na budowę domu, nie hipoteczny), czyli de facto żyliśmy we troje za 1100 zł miesięcznie. Mieszkaliśmy u rodziców a oni nie chcieli, byśmy się dokładali do opłat, więc z tego 1100 zł wydawaliśmy tylko na żywność, opłaty za telefony, internet i opłaty za działkę (woda, prąd, itp.). Sporo pochłaniało dziecko i to jego potrzeby były zawsze priorytetem. Przy dobrym gospodarowaniu wydatkami wychodziliśmy tuz przed wypłatą na 0. Nie imprezowaliśmy a w kinie byliśmy razem po raz ostatni jeszcze przed ślubem. Gorzej, gdy coś się stało w aucie (niby niezawodne japońskie trzy diamenty, ale z racji wieku czasem coś w nim się sypnęło), wtedy trzeba się było ratować kartą kredytową a potem ją spłacać. Teraz żyjemy we troje za 3300 zł miesięcznie na rękę. Od tego odchodzi 900 zł kredytu i ok. 1100 zł “na życie”. Czyli zostaje nam 1300 zł miesięcznie. Niby sporo, ale chcemy dokończyć budowę domu, który stoi w stanie surowym otwartym od roku (a jest budowany w sumie już 3 lata). Wstawienie okien, drzwi zewnętrznych i bramy garażowej to koszt ok. 25 tysięcy zł. I teraz są dwa wyjścia - albo bierzemy na to kredyt (o ile nam jakiś bank da), albo odkładamy te nasze 1300 zł nadwyżki przez półtora roku.

 

Gdybyśmy mieszkali sami i sami płacili za mieszkanie, nie byłoby mowy o budowie domu.

 

Ktos może powiedzieć, trzeba sobie poszukać lepiej płatnej pracy i wtedy będzie cię stać na różne rzeczy. Zgoda. Czasem mieszka się jednak w regionie, gdzie jeżeli praca jest, to albo na śmieciówce, albo za minimalną krajową (bo dla pracodawcy ważniejsze jest spłacanie “służbowego” SUV-a za ponad 200 tys. zł niż wyższe wynagradzanie pracowników). Ukończone studia i szereg kursów też jakoś specjalnie nie pomagają. Taka rzeczywistość…

Można żyć bez kredytu, tym bardziej że to średnio opłacalny interes, pożyczasz jakąś kwotę a oddajesz prawie jeszcze raz tyle ile pożyczyłeś.

A jak już się bierze kredyt to w konkretnym celu a nie na byle co, jak co nie którzy robią i są potem z tego tylko problemy.

Pytanie było, czy można żyć bez kredytu, jednocześnie zarabiając średnie pieniądze. Oczywiście można, ale prędko mieszkania nie kupisz, ani dobrego samochodu.

Można.Trzeba poprostu kraść zgonie z prawem jak to robi duża grópa ludzi w Polsce.Uczciwie do niczego przez długie lata nie dodziesz chyba że na 10 lat wyjedziesz zagranicę.

Pozdrawiam.

Kolega w Anglii na zmywaku robi, czy za dużo polityki się naoglądał? :wink:

 

Ale ma troszkę w tym racji. Raczej ogarnia “całokształt”.

Raczej sprowadza patologie wąskiej grupy społecznej do miana ogółu. Lub za własne niepowodzenia oskarża cały kraj.

 

Czy ja wiem… wszystko zależy czego się chce od życia i czy właśnie nie boli, że np. będąc wykwalifikowanym specjalistą w jaiejś dziedzinie i mając nawet te ponadprzeciętne 10k na miesiąc (tak, to jest płaca ponadprzeciętna w Polsce) i tak się ściera z pierdołami. Czy to jest aż tak dużo, jak chce się mieć dom, samochód i rodzinę z dziećmi?

Czemu miałoby się nie dać? Mieszkanie wynajmujesz, samochód kupujesz nieco starszy za kilkanaście tys. już można mieć taki, który w miarę bezawaryjnie pojeździ i nie będzie skarbonką bez dna. W każdym razie imo pytanie w wątku jest źle postawione, bo bez kredytów zazwyczaj żyje się łatwiej niż z nimi. Oczywiście nie dziwię się ludziom, którzy wolą wziąć kredyt niż budować sobie domek przez 10 lat na raty, albo kredyty żeby ruszyć z własną działalnością. Po to te kredyty są. 

 

Szkoda, że do Polski nie dotarła jeszcze “moda” na wynajem mieszkań. Za granicą bardzo wiele osób mieszka wynajmując cale życie i nie muszą się bawić w kredyty. Ten typ usług jest tam bardziej zorganizowany niż u nas. W wynajętym mieszkaniu mogą praktycznie robić co chcą, jak w swoim własnym

U nas to często do pierwszej większej imprezy :D A serio to wynajmowanie lokum ma swoje wady i zalety. Z jednej strony nie jesteś uwiązany do miejsca, ale z rugiej nie opłaca Ci się w nic kasy wkładać i robić po swojemu skoro to nie Twoje.