No to widzę, że wielu z nas zaczynało od reksia Też od tego zaczynałem a teraz bujam sie na Authorze
Kurczę, to ja widzę, że ta piosenka http://www.youtube.com/watch?v=_NsE9bmDEb4 jest podsumowaniem dzieciństwa wielu z nas
“Marzyłem o BMXie, pedałując Wigry 3”
Świetny teledysk Z kumpelą tak łaziłyśmy po krzakorach i szałasy budowałyśmy… Tylko pistoletów nie miałyśmy
Reszta się zgadza
I co roku wino z chabrów robiłyśmy, które nigdy nie wyszło… A czemu to wino z chabrów… nie mam pojęcia
To ja miałam właśnie Wigry3 - czerwony <3
Wino z chabrów (czasem zwanych też modrakami) ponieważ było dość słabe i w miarę smaczne, przez co dzieciakowi nic po nim nie było Kilka razy z siostrą to przygotowaliśmy i tak teraz pomyślałem, że chyba w tym roku to powtórzę, żeby wrócić do smaków z dzieciństwa
A w piosence “Lugola” od teledysku bardziej wymowny jest jednak tekst
Ja miałem ten sam przypadek z tym że wyleciałem przez kierownicę na ręce ale nic mi sie nie stało, postanowiłem zatem “zregenerować” widelec spawającgo (oczywiście dałem go komuś kto zajmuje się spawaniem od wielu lat, ale historia się powtórzyła i stwierdziłem że nie ma co oszczędzać i kupiłem nowy widelec.
A parę miesięcy później rozleciał mi sie support (tak to sie chyba nazywa) i rower poszedł na szrot…a szkoda…fajny był…
@WODZU Mówisz smak dzieciństwa? Kurcze, bo ja w końcu nigdy tego wina nie piłam…
Tylko kilka prób produkcji było
Ja w ogóle pierwszy raz o czymś takim słyszę. W dzieciństwie to piłem oranżadę w foliowych torebkach.
@Areh … no grzeczne dzieci piły oranżadę w torebkach… te bardziej pomysłowe próbowały robić wino
A przepis na chabrowe pamiętam, że dawała mi babcia <3
Raz piłem oranżadę w torebce, a drugi raz chciałem ją kupić, ale mój szanowny rodziciel odradzał mi, na rzecz klasycznej w butelce, która była znacznie trwalsza niż foliowy woreczek. Niestety uparłem się na tą w woreczku - wtedy przekonałem się, że oranżady nie da się zlizać z chodnika
Jeśli mnie pamięć nie myli, to wystarczyło wyskubane płatki z kwiatów chabrów zalać wodą z cukrem i odstawić w ciepłe miejsce
Za moich czasów takie napoje można było kupić w zieleniaku, a smaków i kolorów - od czerwonego przez zielony kończąc na niebieskim, czasem z cytryną w środku a do tego słomka! Chyba jednak najlepsze były saturatory - woda gazowana 1 zł, a z sokiem 1. 20 gr - I hit PRL-u Pepsi Cola w wielkiej szklanej charakterystycznie świdrowanej butelce
FanClub Reksia ;)
Jest i rzeczona butelka wraz z zawartością http://inprl.pl/media/thumbnail/08/44/08447560ba732e123c458de5bd29fe17.jpg
i charakterystyczna metalowa zakrętka http://i329.photobucket.com/albums/l391/skansen/Dizajn_1945-1989/pepsi.jpg
Czy tylko ja mam wrażenie, że smak tego napoju zmienił się z czasem?
Mirinda też była i nigdzie tego nie można było dostać, najprędzej w pociągu Warsie. Smak zdecydowanie wtedy był lepszy.
Zawsze można było we własnym zakresie zrobić alternatywę, rozpuszczając to http://3.bp.blogspot.com/-ww1QDFhlMQk/TimHD7X4GKI/AAAAAAAAABw/6f_VPqZV_XQ/s1600/41784_108151229213236_6362_n-798984.jpg z wodą zwykłą lub gazowaną, jeśli ktoś lubił wersję Power Bubble Edition
Ja wolałem to: http://img.szafa.pl/forum/0/foto_cache/32f/a0b/759/14d/317/f0f/fab/328/660/496/8c_500x640.jpg
@Areh
Fakt, było słodsze i można było “wciągać” prosto z torebki
Ale u mnie powodowało lekki ślinotok
Legenda głosi, że ktoś kiedyś rozpuścił to w wodzie.
A ja miałem składaka … Karat
Wigry to mieli bogacze
A mój dziadek miał poniemiecką damkę, na kołach około 30", z siodełkiem takiego typu http://img05.tablica.pl/images_tablicapl/120726339_2_644x461_przedwojenne-siodelko-od-roweru-zabytek-dodaj-zdjecia_rev004.jpg i każdy zad, który na nim usiadł, był szczęśliwy Nawet mój amortyzator pod siedzeniem nie daje takiego komfortu, jak to stare siodełko w rowerze dziadka
Jam dostał z okazji ukończenia I klasy takie o to cudo.
http://img32.tablica.pl/images_tablicapl/139016887_1_261x203_skladak-pelikan-bytom_rev008.jpg
po dwóch dniach nie miał przedniej lampy, stłukła się była na płocie sąsiada. Pomysłowość nasza jednak była doskonała, skleiliśmy lampę taśmą klejącą, jak to mówił mój koleś, w ogóle jej nie widać.
Szkoda, że ojciec był mniej wyrozumiały i nie obyło się bez wytrzepania małego co nieco :beksa: :beksa: