Widziałeś to, powiedział, a może chociaż napisał? Bo wiesz, Mahomet podyktował i zaparafował swoje nauki, z Buddą podobnie, grób Konfucjusza masz do dziś zachowany, a jego uczniowie za jego życia naukę spisali. Nawet Mani, żyjący jeszcze przez Jezusem także pozostawił listy, które dotrwały naszych czasów…
Tylko ten najważniejszy, najprawdziwszy i najrealniejszy dla Ciebie, ani nie ma nagrobka, ani nic sam nie napisał, a zaczęto pisać o nim dość długo po śmierci, gdy pamięć zatarł czas i pewnie trochę świadków ubyło… no tak jakby nie istniał! A… a może to tylko był plagiat? W sumie całkiem możliwe, przecież Stary Testament już sam w sobie plagiatuje np. Sagę o Gilgameszu, ale nie bulwersujmy się greckie mity tez plagiatowały dzielnego władcę Ur.
Jak wspomniałem Jezusa można traktować na dwóch płaszczyznach, religijnej, i tu nie ma dyskusji, bo - jak mawiali krzyżowcy najlepiej nawracać mieczem - i historycznej, na tej drugiej ani jego nauka nie była rewolucyjna (synkretyczne łączenie religi judaistycznej, zaratustrianizmu, maniheizmu), ani postać nie jest jakoś wybitnie utrwalona…
Ogólnie wydaje mi się, że lepszym miejscem dla Ciebie do dyskusji do dogmatach byłoby jakieś forum teologiczno-filozoficzne.
Myślę że sobie tego za bardzo nie przemyślałeś. Jego męczeńska śmierć na krzyżu niesie bowiem o wiele więcej informacji niż chcesz przyznać.
Rozważ podobną choć nieporównanie mniejszej skali ofiarę jaką złożył św. Maksymilian Kolbe.
Jak wszyscy wiemy, ofiarował on sam siebie na mękę i śmierć w zamian za życie innego więźnia. Akt najwyższego humanizmu, za który słusznie wyniesiony został na ołtarze.
Ale ofiara to relacja w której istnieje ofiarodawca, intencja, przedmiot ofiary i adresat ofiary- ofiarobiorca.
Trzy pierwsze składniki nie budzą wątpliwości, ale czwarty już tak.
W przypadku św. Maksymiliana ofiarobiorcą był pomocnik szatana, bestia w ludzkim ciele i niemieckim mundurze. To on przyjął ofiarę Maksymiliana i w zamian okazał łaskę Franciszkowi Gajowniczkowi.
To unaocznia problem jaki jest z krwawymi ofiarami.
O ile świeczka intencyjna zapalona w świątyni albo pomoc okazywana ubogim i cierpiącym jest zgodna z koncepcją osobowego miłującego i dobrego Boga, o tyle ofiara w postaci rytualnego zabójstwa zwierzęcia albo męczeńskiej śmierci człowieka nie.
Krwawa ofiara nie może być miła osobie dobrej i miłosiernej. Może być natomiast miła komuś bardzo okrutnemu a więc złemu. Tacy byli antyczni bogowie bo wymyślono ich na podobieństwo ludzkie i poza nadludzkimi mocami posiadali również ludzkie przywary. To z tamtych koncepcji religijnych pochodzi koncepcja ofiary, zwłaszcza krwawej. Miała ona zaspokajać okrutne potrzeby owych ułomnych bóstw.
Jednak czytając Pismo Święte napotykamy na opisy krwawych ofiar składanych Temu Bogu. Podobno nieskończenie dobremu i miłosiernemu?
Ukoronowaniem zaś jest właśnie Najwyższa Ofiara czyli wydanie własnego syna na mękę i śmierć aby “zmazał” grzechy innych. W jaki to niby sposób męczarnie niewinnego miałyby unieważniać złe uczynki winnych? Przecież Najwyższy Sędzia i tak mógłby okazywać miłosierdzie indywidualne grzesznikom, nie musi uzależniać swojej łaski od przelewania krwi nieszczęsnej ofiary? Chyba że właśnie owej krwi łaknie.
Przez ten wątek poczytałem sobie trochę Quore. I doszedłem do ciekawych wniosków. Ci niereligijni odpowiadali, że nie ma żadnego dowodu istnienia Jezusa, a jego historyczna postać poza bilbia praktycznie nie istnieje. Są też religijni freaki, którzy za dowód cytują biblię.
Zatem prosty dla mnie wniosek. Jezus nie istniał.
Temat uważam za zamknięty.
No bo jeśli próbujesz uzyskać odpowiedź, czy Jezus istniał, pomijając religijny bełkot, to takiej informacji nie dostaniesz.
@KR60 w szczepionkach byłeś taki fajny, mądry, a tutaj nie wiem, daje Ci minusa za szerzenie mitologi krystian.
Jezus Zbawiciel jest wzorem człowieka dla człowieka, aby człowiek myślami, słowami i uczynkami, nie czynił destrukcyjnych falowych zakłóceń w systemie, i nie poniósł wiecznej śmierci w tunelu uczynków swoich, empirycznie i naukowo udowodniony.
Ja skłaniam się do poglądu że jednak istniał człowiek, którego losy stały się podstawą religii chrześcijańskiej. Przesłanką nie jest dla mnie to co piszą w ewangeliach lecz jak piszą.
Koncepcja boga schodzącego na ziemski padół poprzez narodziny ze zwykłej kobiety jest wbrew pozorom zbyt wyjątkowa. Wprawdzie i grecko-rzymskim bogom zdarzało się nieślubne ludzkie potomstwo, jednak zawsze było to następstwem jakiegoś seksualnego aktu zapłodnienia. Tamci bogowie nie stronili od bunga bunga.
Tutaj wymyślono niepokalane poczęcie, koncepcję na tyle niezwykłą że poza przypadkami wspomnianymi w Biblii nikt, nawet chrześcijanie, w nią nie wierzy. To wygląda na próbę wyjaśnienia wątpliwego pochodzenia człowieka uznanego po czasie za kogoś ważnego. Postaci wymyślonej nie obciążano by narodzinami w atmosferze skandalu aby to potem tuszować w tak niewiarygodny sposób. Dla boga prawdziwego wymyślono by inny sposób objawienia się na tym świecie.
Podobnie wygląda sprawa niemowlęctwa Jezusa. Ssanie cyca i robienie w pieluchy to mało boskie zajęcie więc ewangelie o tym milczą. Ale sam odstęp pomiędzy dosyć hucznymi narodzinami a opisywanymi potem działaniami wygląda tak jakby opierano się na realnie istniejącej osobie. Bóg nie potrzebuje dorastania, wymyślanie takiej koncepcji zmniejszało szanse nowej religii na poważne traktowanie.
No i niekonsekwencje w ewangeliach również pasują do sytuacji w której to samo zdarzenie jest relacjonowane przez różnych świadków.
Dlatego skłaniam się do poglądu że jednak istniał realny człowiek, mający zwolenników i na tyle znany aby jego postać stała się z czasem symbolem, a następnie została otoczona nimbem boskości.
Nie odniosłeś się do myśli przewodniej mego wpisu, to znaczy sprzeczności koncepcji Boga dobrego i miłosiernego z wymaganiem przez niego krwawych ofiar.
Jezus Zbawiciel jest postacią historyczną i ewangeliczną, o którym pisali rzymscy historycy, przeciwnicy chrześcijaństwa. Ewangelie napisane są dla czterech archetypów o różnej percepcji tych samych wydarzeń. Jezus Zbawiciel poczęty z Ducha Świętego, czyli myśli Boga Wszechmogącego. Jezus Zbawiciel zakrył swoją krwią nośniki destrukcyjnych falowych zakłóceń, aby człowiek nie poniósł konsekwencji wiecznej śmierci (Rz. 6,23)
Tak, wymyślono, w 1854 roku (i w tym dogmacie nie chodzi o to, że Archanioł Gabriel z Marią nie robił bunga-bunga, tylko chodzi o to, że Maria nie była objęta klątwą tzw grzechu pierworodnego).
Ja rozumiem, że to jest dział tematów różnych, ale wysil się trochę i przestań przepisywać banialuki ze swojego bloga. Innymi słowy - nawet w tym dziale pisanie bzdur nie jest dobrym pomysłem.
EDIT:
Choć przyznam, że prowokuje innych do pisania naprawdę ciekawych i sensownych postów, które czyta się z przyjemnością.
Poruszyłeś temat, który mnie zawsze nurtuje. Mamy naturę ale pytanie skąd się wzięła. Czy natura dała początek samej sobie? Skąd wzięło się środowisko, w którym natura mogła ewoluować? Takie pytania można zadawać do wszystkiego.
Teoria ewolucji - kto zapoczątkował samą ewolucję jako prymitywny program? Jeżeli samorzutnie, to kto stworzył środowisko w którym ten samorzutne wykonywany program ewolucji mógł się uruchomić i wykonywać.
Dochodzę do wniosku, że za wszystkim coś musi stać. Nawet sama teoria wielkiego wybuchu. Kto lub co wytworzył o bardzo gęstą i gorącą materię z której wyłonił się znany Wszechświat? A jeżeli to jest wynik jakiegoś wielkiego zapadnięcia się, to kto stworzył środowisko/system w którym ten wybuch na przemian z zapadaniem występuje? Dlaczego opisują go prawa fizyki, ktore już były wcześniej?
Tak jak byśmy mówili o programie SI, który się rozwija i wykonuje ale nie zadawali sobie pytania kto stworzył system operacyjny i podstawowy kod SI opisujący jego zdolność do rozwoju. Nie zadajemy sobie też pytania dlaczego funkcjonuje system. W czym się uruchamia, skąd się wziął hardware?
Uważam że jest to zagadnienie na tyle ciekawe że warto wykroczyć poza utarte schematy.
Dlatego pytam neutralnie, i zdecydowanie nie chcę stawiać się w roli popierającej jedną ze stron dyskusji, ponieważ nie dają mi one odpowiedzi.
Czy może powinniśmy założyć że nasz mózg, który jest jakimś dalekim efektem ewoluowania i rozwijania się jednego środowiska w drugim począwszy od wybuchu poprzez kształtowanie się układów słonecznych, planet, ekosystemów, pierwszego życia po prostu nie wyewoluował mechanizmu, który dałby mu możliwość zrozumienia tego wszystkiego od samego od początku?
Ależ zadajemy sobie! Pewnie nie wszyscy, ale miliardy ludzi żyjących wcześniej i teraz na pewno. Tylko nie ma jak uzyskać pełnej odpowiedzi. Co prawda nauka coraz więcej zjawisk wyjaśnia, ale w miarę tego wyjaśniania pojawiają się nowe pytania.
Stąd też zrodziły się wszystkie wiary i religie, ale one nie dają żadnej odpowiedzi, a jedynie (wprowadzając bogów) próbują ominąć pytania, na które nie znamy odpowiedzi.
Nad tym wszystkim głowili się wielcy filozofowie, czy my coś nowego wymyślimy? Jest to możliwe, ale czy będzie to prawdziwe wyjaśnienie? Jestem pewny, że nie. Niemniej temat jest bardzo ciekawy.
No właśnie, ‘rozkładając’ atom odkryliśmy że jest tam coś jeszcze mniejszego i w tym jest coś jeszcze mniejszego, i tak dalej. Nawet jak odkrylibyśmy elementarną niepodzielną cząstkę, to pytanie kto/co to tak misternie zaprojektował, że odkrycie tego zajęło nam tysiąclecia? Skoro Einstein powiedział, że E=mc2, to skąd się czerpie E?
To tak jak z programem sztucznej inteligencji, którego założenia zostały stworzone przez człowieka ale sam program ma wolną wolę działania. Czy program uzyska świadomość, że jest programem w systemie operacyjnym uruchomionym na fizycznym sprzęcie? Czy zrozumie czym jest materia tego sprzętu i czy ostatecznie zrozumie czym jest jego stwórca?
Czy może mamy tu do czynienia z istnieniem stwórcy i stworzenia, które samo jest stwórcą kolejnego stworzenia? Zadaję pytanie czy stworzenie może zrozumieć swojego stwórcę? Czy istnieje pierwszy stwórca czy zawsze stwórca jest stworzony przez wyższego? Czy logiczne wnioskowanie do którego my jako istoty ludzkie jesteśmy zdolne, a z którego wynikają np moje powyższe wypowiedzi, jest w stanie nam odpowiedzieć na pytania tak odległe?
Jeżeli nie, to czy pozostaje nam do wyboru jedynie wiara lub ateizm? A może jest trzecia droga?
Jednak pomysł jest znacznie starszy, co zresztą jest wspomniane w materiale z którego korzystałeś.
Do myslenia powinno dać Ci choćby to zdanie:
Przekonanie o tym, że matka Jezusa była wyjęta spod powszechnego panowania grzechu pierworodnego – ze względu na świętość jej syna Chrystusa – istniało od pierwszych wieków Kościoła.
Ty niemniej fakt poczęcia bez czynności seksualnych jest implicite zawarty w Nowym Testamencie.