Pierwszy samochód (w cenie od 5 do 8 tysięcy)

Faktycznie, niedoprecyzwałem. Można powiedzieć, że przyspieszałem momentami, ale i tak jechał na tyle szybko, że bym nie dogonił. Moje ówczesne auto rozpędzało się maksymalnie do 160.

I tak, mówiąc szczerze, to dużo za dużo, jak na całą Europę, pomijając niektóre niemieckie autostrady. Te w ogóle pominę dalej.
Uważam, że warto napisać, że nasz limit 140 km/h jest zdecydowanie największy w Europie, nigdzie tak szybko już nie można jeździć. W większości europejskich krajów na autostradzie obowiązuje limit 130 km/h, w części 120 km/h, a w niektórych 110 km/h. Są też w Europie takie kraje, gdzie na autostradzie największą dozwoloną prędkością jest 100 km/h.
Jechałem jakiś czas temu autem do Holandii. Jechałem A67 do Eindhoven (a dokładnie do Geldrop, czyli tuż przed Eindhoven). W sumie ok. 50 km w samej Holandii. Jechałem tam z prędkością max. ok. 132 km/h. NIKT mnie tam w tym czasie nie wyprzedził. Nie do pomyślenia w Polsce.
A u nas? A u nas obowiązuje niby limit 140, ale często nadal można spotkać kierowców jadących ponad 200 km/h, lub (częściej) 180 - 200 km/h. Patologia…

Warto wspomnieć o nowych przepisach, które wejdą w 2022 Mandaty 2022. Prawo o ruchu drogowym - Sejm przegłosował zmiany. Co się zmieni dla kierowców? [lista] - TVN24 Biznes zapowiada się że ograniczą trochę zapędy piratów

Tyle że prędkość maksymalna jest niejako efektem ubocznym mocy silnika (choćby dla sprawnego wyprzedzenia) i przełożeń autostradowych, żeby jadąc to 140 km/h silnik trzymał nie więcej niż 3 tys. obrotów (a więc żeby nie było za głośno). Jak producent chce osiągnąć obie te rzeczy to siłą rzeczy zapewnia też wysoką Vmax.

Zostaje co najwyżej elektroniczny kaganiec.

Nie wiem jak często jeździsz do Holandii, ale ja tam mieszkałem parę lat. Na autostradach dozwolone było 120 km/h, z tego co ostatnio czytałem, obniżyli do 110. Generalnie tam było o 10 mniej, niż w Polsce, ale nie zawsze - w terenie zabudowanym do 60 km/h 24h, na ekspresówce 100, nawet, gdy był pas zieleni, autostrada 120, w czasach, gdy w Polsce było jeszcze 130 km/h. Poza terenem zabudowanym 80 km/h.

Może trafiłeś na jakiś wolny dzień, albo ruch był mały. W Holandii na autostradach może nie jeżdżą 200 km/h (choć nie wiem jak teraz przy tych wypasionych samochodach), ale jadąc 140 spokojnie Holendrzy mnie wyprzedzali. Dodam tylko, że na autostradach holenderskich mijałem sporo radarów i z tego co mi wiadomo, przekroczenie prędkości powyżej 150 km/h grozi utratą prawa jazdy.

Holendrzy lubią szybko jeździć, tylko wiedzą kiedy uważać. Raz dostałem mandat z radaru, ale tylko dlatego, że jechałem 100km na drodze krajowej, a bylem pewny, że to ekspresówka. Nawet szef mi powiedział, ze sam tam zapiernicza ponad 140 i że miałem po prostu pecha. Mało tego, radar nie był taki jak u nas, był zamaskowany, że nawet nie było go widać. Nie wspomnę o kierowcach BMW, wystarczyło wyprzedzić przepisowo jadący samochód - przepisy stały się nieważne, ważne aby wyprzedzić kolesia w „gorszym” samochodzie. Nie tylko Polacy w BMW łamią przepisy. Nie wiem co marka BMW robi z kierowcami, ale nie wpływa tak chyba tylko na kobiety :slight_smile:

Uważam też, że te limity nie wzięły się znikąd. Nie wiem czy wiesz, ale w Holandii dopuszczalny limit alkoholu we krwii to 0.5 promila. U nas to przestępstwo, tam mając 0.5 promila możesz sobie jechać. Koledzy z byłej pracy (Holendrzy, wypijali sobie w każdy piątek po minimum 4 piwka 0.3l - u nas jakies 2,5 piwa) jechali samochodami do domów szykować się na imprezę. W mojej opinii coś za coś. W firmie, w której pracowałem piwo w lodówce dla pracowników było normą.

Holendrzy w weekendy imprezują do odcinki, sam z szefem kiedyś imprezowalem kilka razy, widziałem w jakim on i inni koledzy z pracy byli stanie. Raz jadąc w niedzielę do pracy na nocną zmianę zbierałem gościa z ulicy, bo spał - wyglebał się na rowerze - żeby go nikt nie rozjechał. Gość ledwo kontaktował, gdy pytałem się czy potrzebuje pomocy. W Holandii rowerzyści mają bezwzględne pierwszeństwo - promowanie ekologii. Raz w Amsterdamie stałem na światłach, miałem czerwone, na przejściu dla pieszych stała grupka rowerzystów, pitolili sobie trzy po trzy. Gdy miałem zielone, chcąc ruszyć musiałem na nich zatrąbić, bo stali dalej na tym przejściu, popatrzyli się na mnie, pukneli w głowę i zignorowali. Zmusiłem ich do ruszenia podjeżdżając do nich samochodem. Pełno tam pseudo kolarzy, raz brat szefa tak się na nich wkurzył, że jednemu wisiał nad tylnym kołem, aby zmusić ich do zjechania na bok.

Tak więc jeśli nie znasz Holandii i bywasz tam okazyjnie, nie porównuj Holandii do Polski. Tam ludzie co prawda może się nie prześcigają, ale też nie są święci. Oni łamią przepisy i lubią szybko jeździć, ale wiedzą kiedy mogą łamać przepisy i kiedy mogą szybko jeździć.

Skoro wrzucać kogoś do wora to i wrzucać tych co jadą „bezpiecznie” 120, wyprzedzając ciężarówkę zajeżdżając drogę, temu co jedzie 200.

Dokładnie. Na autostradach najbardziej odczuwa się moc silnika.

Nie tylko oni. Choćby Francuzi. Najlepiej to widać w miejscowościach nieturystycznych.
Nie wiem od czego to zależy. W pewnym stopniu od wysokości mandatu. Ale kto mi wytłumaczy - czemu w Serbii jadą przepisowo 120? Dokładnie jak w Szwajcarii? No i pełno rejestracji szwajcarskich w Serbii.

Oj bardzo rzadko, prawie w ogóle, zaledwie dwa razy tam jechałem. Przykład powyższy może zatem być nieadekwatny do tego, co tam jest na co dzień. I z tego co piszesz, to tak jest. Niemniej ja, jadąc tam, to właśnie zapamiętałem, bo wydało mi się to dziwne.
Dziwne było również to, że w poniedziałek mieli pozamykane sklepy…

Dokładnie tak było. Jadąc wtedy nawet o tym nie wiedziałem, bo był to poniedziałek. Dopiero później okazało się, że u nich to było święto.

Jeśli to było w kwietniu, to pewnie urodziny Królowej. W święta ruch też jest mniejszy na drogach :wink:

Fakt jest taki, że ograniczenia prędkości w żadnym kraju nie korelują z mniejszą ilością wypadków.
Np. w USA są bardzo rygorystyczne ograniczenia w większości stanów 112km/h to maks, w Tekasie jest tylko 136 km/h i ilość wypadków u nich rośnie, w Niemczech maleje.

Najwięcej ginie pieszych, w Polsce 2x więcej niż w USA . Po prostu zamiast dbać o bezpieczeństwo, dba się o kasę, trwoni kasę na radary, na auta, na systemy itp. a o wiele więcej dałoby postawienie ludzi w ruchliwych miejscach, w miastach.

Myślę że spore znaczenie ma jakość dróg. W Niemczech jest ona chyba lepsza? Przynajmniej kiedyś było to oczywiste. Teraz już jednak troche dróg się u nas pobudowało. W Niemczech są też inne zasady na przejściach - dwa rodzaje przejść. Kiedyś oglądałem Stop obłudzie. Polskie vs niemieckie przejścia dla pieszych - YouTube - nie wiem ile prawdy bo w DE nie bywam praktycznie wcale.

Na koniec znów warto porównać statystyki amerykańskie z europejskimi i polskimi. Gdy weźmiemy pod uwagę tylko śmiertelność pieszych, to w USA ginie ich rocznie 19,2 na milion mieszkańców. Średnia w Unii Europejskiej to 10,6 zabitego pieszego na milion mieszkańców w ciągu roku. W Polsce na ulicach zginęło w 2018 r. 803 pieszych, co daje 20,9 przejechanego pieszego na milion mieszkańców (Jakub Dybalski :black_circle: 27.10.2019 )

Tylko wypadałoby porównywać te same lata. link

Tym niemniej USA zbliża się do Polski.

Myślę, że znaczenie ma wiarygodność znaków drogowych, zaufanie kierowców do oznaczeń, jakość dróg, pojazdów i pewnie mnóstwo innych rzeczy.

W Polsce znaki drogowe często stawia się z kosmosu. Ograniczenia są tak bezsensowne, że po prostu nikt tego nie traktuje poważnie. Jazda zgodnie ze znakami, to 100% rozzłoszczenie reszty kierowców z tyłu. Niebezpieczne próby wyprzedzania itp.

Tylko na niektórych drogach.

Na autostradach.

To są dane za 2018, nie wiem z czym masz problem i gdzie masz

Same ograniczenia niczego nie zmienią, jak 99% (dane z palca, a raczej z tego co widzę na drogach) kierowców w Polsce ich nie przestrzega.
Za to faktyczne ich przestrzeganie i jeżdżenie zgodnie z PoRD i ograniczeniami na pewno nie tylko by korelowało, ale byłoby - nie mam wątpliwości - przyczyną znacznie mniejszej ilości wypadków.

Autor wziął dane polskie i amerykańskie z różnych lat.
Wiele zależy od tego jakie roczniki porównamy. Np. w Polsce w 2009 roku zginęło u nas 240 osób, w 2018r 285. W USA skoczyło z 4100 do 6283 czyli ponad 50%, stąd dogonili nas szybko, a jak przyjrzeć się statystykom na lata pandemii to jest jeszcze ciekawiej. 2020 spadek ruchu o 13% a wzrost zgonów do 6721. W ogóle ciekawe jak to jest, że mimo lepszych pojazdów i mniejszego ruchu ofiar jest więcej.

Czy to już nie czas wydzielić nowy temat? :slight_smile:

Dane które zacytowałem są z jednego roku 2018. Zarówno dla USA jak i Polski. Zrozum wreszcie ten fakt. Gdzie masz dane, że

USA 4100 co dawało 13 na milion, po prostu bardzo im w USA urosło od 2009r.
A jak patrzę na 2020 to jest nawet 7000 co daje 21 na milion.

Ale to tym bardziej pokazuje, że ograniczenia niewiele dają, a wręcz pogarszają sprawę, bo skoro w Unii jest 2 x mniej, a limity nie są bardziej drastyczne, to obala sens wprowadzania obostrzeń.