Pamiętam z jakiejś popularnonaukowej książki o fizyce teoretycznej i astrofizyce że szansa że w wyniku “samorództwa” powstało życie i w wyniku przypadkowych błędów doprowadziła do nas jest tak mała że szybciej szympans nauczony uderzać w klawiaturę napisze w końcu Szekspira po angielsku (ktoś to dokładnie wyliczył)
Szansa że w wyniku “pierwotnego samorództwa” powstanie wszechświat z dokładnie co do milionowych po przecinku tysiąca wartości fizykochemicznych i przez to umożliwi powstanie życia jest biliony razy mniejsza od tego przykładu z szympansem - przykład to c czyli prędkość światła (prawie 300k km/s). Gdyby była minimalnie mniejsza to wszechświat zapadłby się do punktu (Wielki Kolaps) jeśli większa powstałaby jednorodna kwarkowa zupa i nie powstał by nawet atomy a co dopiero gwiazdy i galaktyki czyli ktoś/coś to i tysiące innych stałych dokładnie wręcz perfekcyjnie wyliczył.
Ilość wymiarów też została idealnie wyliczona - byłby jeden mniej i życie nie mogłoby powstać a gdyby jeden więcej nie powstałby nawet gwiazdy bo grawitacja byłaby niestabilna.
Stało kosmologiczna której ponoć wstydził się Einstein w swojej Ogólnej Teorii Względności też jest idealna itd. itp.
Nawet osoba taka jak ja czyli neopoganin wierzy że nad naszymi Bogami ze Światowidem na czele jest Bóg Najwyższy który to wszystko stworzył więc w sumie pośrednio każdego z nas i jeśli Ty nie widzisz sensu swojego życia to więc że Wszechmocny Bóg Najwyższy przewidział nawet Twoje istnienie i na pewno nie popełnił błędu bo jest nieskończony we wszystkim także wiedzy i mocy…
PS. Jak widać jestem zwolennikiem silnej zasady antropicznej
A jeszcze jedno mówi się że wszechświat powstał z niczego bo -1 + 1 = 0 czyli na odwrót zero może się rozszczepić na dwie przeciwstawne jedynki więc obserwowalibyśmy materię (np elektrony) i antymaterię (pozytony). Niestety nikt nie znalazł antymaterii we wszechświecie można ją co najwyżej zrobić niewyobrażalnym nakładem energii w superlaboratoriach.
E=mc2 czyli energia może zamieniać się w materię, więc coś przyłożyło niewyobrażalną energię w punkt i powiedziało “niech stanie się światłość” jednak nawet jak miałoby się tak stać samo z siebie (ale skąd wtedy energia ?) to jest problem bo punkt w jakichkolwiek ilości wymiarów ma zawsze 0 więc jakkolwiek go pomnożymy, zlogarytmujemy czy nawet spotęgujemy* to nadal będziemy mieli 0 więc jak punkt nabrał sam z siebie niezerowego wymiaru ? Chodzi o to że pierwsza era wszechświata czyli era Plancka która trwała tylko 10 do -43 sekundy powinna trwać wiecznie…
*zero do potęgi zero jest wyjątkiem i nie daje jedynki zresztą to że coś do potęgi zero jest jedynką jest tylko wymysłem naszego gatunku z powodów pragmatycznych i estetycznych !
Gdyby więcej energii ludzkość poświęciła na własny rozwój zamiast walki między sobą, rywalizacji o błyskotki nie mające żadnej wartości użytkowej, bezsensownego hołdowania nieistniejącym bóstwom to już dawno kolonizowali byśmy kosmos.