Mam dosyć ciekawą informację i pomyślałem, że w celu wzajemnego poznania zapytam Was o opinie w poniższym temacie:
Co zrobić ze znalezioną rzeczą?
Jeżeli znajdziemy wówczas jakiś cenny przedmiot i nie wiemy, kto jest jego właścicielem, to nie możemy go zatrzymać. Natomiast mamy prawo otrzymać znaleźne w wysokości jednej dziesiątej wartości rzeczy.
(…)Spotykamy też zwierzęta, które zabłąkały się lub uciekły. One również traktowane są jak rzeczy znalezione.
(…)Znalezionej rzeczy nie można zatrzymać nawet wówczas, gdy znalazca nie wie, kim jest właściciel rzeczy, albo nie zna jego adresu.
Ale tak szczerze mówiąc dzwoniłem na informację i pytałem o numer Biura Rzeczy Znalezionych. Owszem w Warszawie jest ale jak coś ktoś znajdzie w Katowicach to nie ma szans by oddać to we właściwe ręce. A co Wy zrobilibyście ze znalezioną rzeczą? W Katowicach trzeba by było ją zgubić z powrotem…
Tak na marginesie: ciekawa interpretacja w przpadku bezdomnych psiaków: rzecz znaleziona. :x Czyli nie ważcie się w zimie brać do domu żeby nakarmić bo to przestępstwo. :evil:
Ja nie kradne, jeżelli znalazł bym jakieś zwierzę to porozwieszał bym ulotki wszędzie gdzie mogę, portwel… hmm nie wiem jak bym się zachował, bo nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji, ale wiem, że nic bym z niego nie zabrał. Oddał bym do biura… Starał bym znaleźć włąściciela rzeczy którą zgubił, po za tym rozpowiedział bym, że znalazłem to i to znajomi by się popytali swoich znajomych, znajomi znajomych popytali… i w końcu by się znalazł właściciel
Lepiej oddać na policje chodź to i tak u nich zaginie , mój brat dostał 1,5 roku w zawiasach za to że facet u niego w warsztacie zgubił tel kom. ( to sie nazywa polskie prawo) Facet wychodząc z warsztatu kapnął sie że zostawił koma no to do brata że mu kom w warsztacie zginął, brat mu mówi że żadnej komórki nie znalazł , no to facet na policje i za 2 godziny przyjechał z policją policja po warsztacie sie pokręciła i między oponami komórke znaleźli , sporządzili notatki i za dwa miechy brat dostaje wezwanie do sądu jako oskarzony o przywłaszczenie komóry no i 1,5 w zawiasach
gdybym ja znalazł coś cennego to raczej bym nie oddał. Takie są realia tego świata. Nie na darmo wzięło się przyslowie znalezione nie kradzione
Oczywiście jeśli były to jakieś ważne dokumenty (np. dowód osobisty) to wysłałbym pocztą do właściciela czy zgłosił w odpowiednim urzędzie, ale jeśli rzecz materialna o wartości to raczej nie szukałbym właściciela.
Uczciwi Userzy mogliby poczuć się obrażeni taką opcją. Ponadto lubię ludzi i staram się nie zakładać, że ktoś jest złodziejem (co nie oznacza, że komukolwiek ufam).
asterisk to jest tylko moje zdanie. I tak nigdy nie można być pewnym czy właściciel który się zgłosi jest tym który rzeczywiscie ją zgubił czy tylko żeruje na naszej uczciwości
Mialem pare razy szczescie i znajdywalem pare rzeczy. Niestety po zgloszeniu tu i tam albo po znalezieniu wlasciciela tylko w 2 przypadkach uslyszalem " dziekuje " i zadnej innej reakcji wiec ( a bylo nawet pare ladnych zlotych w portfelu z dokumentami
Sam zgubilem kiedys portfel z pieniedzmi ale dostalem je poczta niestety bez informacji o nadawcy i niestety bez kasy .
Po tym zdarzeniu trzymam stara zasade " znalezione - nie kradzione " , chyba ze chodzi o papiery ktore tez by mozna bylo sprzedac ale za duzo biegania i kasa nie taka . Wsadzam w koperte , oplata na koszt adresata i myk do skrzyneczki , albo jak nie jest daleko i mam chwilke czasu oddaje smerfom i spoko . Oni maja zajecie a ja mam swiety spokoj i czyste sumienie :lol:
Nie certoli się, wali prosto z mostu, mówi bez ogródek. Chociaż w tym znaczeniu to ma złe zastosowanie bo zwyczajowo kryguje się panienka, która uciekając przed napalonym chłopkiem zastanawia się czy nie za szybko biegnie
Wracalem dwa lata temu promem ze Szwecji ( nocnym ). 10 godz rejsu - to oczywiscie “giełda” na promie (bo co tu robic) ? Troche przecholowalem i mnie “zgieło” na maxa. Rano slysze w glosnikach na promie jak jakas pani wola Pan taki i taki proszony pilnie jest do recepcji (obudziela mnie ) spalem gdzies na gornym pietrze na podlodze. Wiec ja z wielką “szopą” na głowie i super wydechem lece… przybiegam i koles oddaje mi: paszport, portfel… a w portfelu PUCHY , zero kasy. Za to bylo: prawko, dowod, karta z banku itp.
Nie mialem wielkiego zalu do zlodzieja… bo to był chyba dobry złodziej co?? :lol:
Ja z tej arcyciekawej opowieści zrozumiałam, że sam posiałeś portfel, który wcześniej opróżniłeś przy barze. Wobec tego to nie był złodziej - trzeba było wycałować mu pierścień rodowy za to, że znalazł ci zgubę!