Trudniejsze nie jest, bo jest dużo bardziej przystępne. “Drzewiej” w domu mogłeś skorzystać z encyklopedii żeby poznać ogólnikową definicję danego hasła. Ale szczegóły - trzeba było iść do biblioteki, skorzystać z katalogu bibliotecznego, znaleźć pozycję która mogła, ale nie musiała wyjaśnić nam problem. I dalej znaleźć na podstawie spisu treści interesujący nas fragment.
Ograniczony kontakt z ludźmi (specjalistami w swoich dziedzinach) też sprawiał, że pewnych rzeczy można było się dowiedzieć wyłącznie na spotkaniach kół naukowych (czy to szkolnych czy studenckich) albo właśnie na uczelni wyższej.
W tej chwili ogromna większość wiedzy znajduje się w ogólnodostępnych zasobach internetu, natomiast całkowicie leży umiejętność korzystania z wyszukiwarki. A to coś, od czego powinno się zaczynać naukę w szkole - powszechność i łatwość dostępu do globalnej sieci zdejmuje z nas obowiązek pamiętania wszystkiego natomiast przesuwa to w kierunku konieczności umiejętnego wyszukiwania informacji. A to w narodzie leży.
Ja miałem jeszcze jedną, dość niezależną obserwację, odnośnie styczności osób z komputerem. Wdrażając w gronie najbliższych smartfony czy komputery zauważyłem, że można wydzielić 2 kategorie ludzi.
Pierwsza - eksploratorzy - przy rozwiązywaniu problemów nie bali się wypróbowywać działania różnych funkcji (co często kończyło się wywołaniem zupełnie innych rzeczy niż te o które im chodziło ) ale pomimo początkowych pomyłek bardzo szybko przystosowywali się do nowego środowiska i często zaczynali rozwiązywać samodzielnie różne problemy.
Druga grupa - realizatorzy - przy rozwiązaniu problemów polegali wyłącznie na kontakcie z guru. Boją się dotknąć czegokolwiek, idą wyłącznie utartą, nauczoną ścieżką i jakakolwiek perturbacja po drodze to koniec.
Klasyczny przykład
> wyskoczyło mi okienko, co mam teraz zrobić?
> a co jest na nim napisane?
> nie wiem, nie czytałem
A w oknie pytanie - czy chcesz zapisać plik
Więc może ludzie którzy nie potrafią szukać informacji, to zwyczajnie nowe pokolenie tej drugiej grupy?