Dyskusja o limitach prędkości na drogach, oznakowaniu dróg, przepisach PoRD i planowanym zaostrzeniu kar za ich łamanie

Według mnie to nawet za mało. :wink: Tolerancja powinna być w granicach 10%, ale minimum 10km. Jak ktoś jedzie w mieście 80+ zamiast 50, to powinien dostać minimalnie 1 średnią krajową do zapłaty i kolejną za każde dodatkowe rozpoczęte 10 km. Wyborcy by klęli, ale by się niektórzy nauczyli, że rajdy po ulicach są… kiepskim pomysłem. :wink:

1 polubienie

Popieram o ile to pójdzie w ślad z rozsądnym ustawianiem znaków przez drogowców. Przykładowo, obecnie na drodze krajowej numer 6 za miejscowością Bożepole Wielkie, trwa budowa węzła z nową drogą S6. Jest wyjazd z budowy i ograniczenie z 90 do bodajże 40 km/h. No i fajnie, tyle, że w weekend nikt tam nie pracuje. A ograniczenie obowiązuje i jest absolutnie bezsensowne. W takim wypadku jadąc tam zgodnie z oryginalnie obowiązującą prędkością przekraczamy (poza terenem zabudowanym, to jest łąka z doskonałą widocznością) prędkość o 50 km/h. Ja „na wszelki wypadek” gdyby jakaś ukryta ciężarówka postanowiła jednak wyjechać mi przed maskę spod ziemi, jadę tam 70 km/h. I wg. Ciebie powinienem zabulić 5600 zł.

Dla mnie to zawsze była super widoczna różnica między Polską a Niemcami. Zakręt który w Polsce miałby ograniczenie do 40, w Niemczech ma 60 albo 70 km/h i jadąc tyle co na znaku czuje się, że samochód jest pod koniec obszaru „bezpiecznej prędkości” dla tego łuku.

Niestety nie ma się co oszukiwać, że infrastrukturę będziemy mieli taką jak w Niemczech. Na dziś dzień są jak dla mnie dwie opcje.

  1. Słabe drogi i problemy z oznakowaniem oraz niskie kary za wykroczenia - wiele niebezpiecznych zdarzeń i produkcja piratów drogowych.
  2. Słabe drogi i problemy z oznakowaniem oraz wysokie kary za wykroczenia - wolniej, wiele paradoksów na drodze, ale bezpieczniej.
1 polubienie

Tu nie chodzi o jakość infrastruktury (ta też jest różna u naszych zachodnich sąsiadów, to już nie lata 90 kiedy to była dramatyczna różnica na korzyść Niemców) tylko o zasadność utrzymywania takich a nie innych limitów prędkości. Jadąc przepisowo w Polsce można poczuć się jak frajer. Stan wielu dróg zdecydowanie się polepszył, a w wielu przypadkach ograniczenia pozostały.
To jest takie uniwersalne „rozwiązanie problemu” które tak naprawdę niczego nie zmienia, ale jest prosta i tania, więc „tu walniemy 50 i po temacie”

Niestety Polacy często nie mają szczęścia do zdroworozsądkowej i solidnej administracji publicznej, ale mam nadzieję że i ta klątwa z czasem odpuści

… i tu się zgodzę, choć momentami chciałoby się przywołać Misia i tamtejsze absurdy, to jednak sam widzę, że niektórzy mają kiepsko z głową - zakręt, górka, drzewa, przejście koło szkoły i nierzadko koło setki zjeżdżają rajdowcy…

Kurcze, pamiętam tę definicję terenu zabudowanego (3 budynki w odległości 15 metrów).
Ale to nie zmienia faktu, że z przepisami jestem na bieżąco, dokładnie czytam wszelkie zmiany w PoRD i ustawach pokrewnych, bo bycie dobrym kierowcą to nie umiejętność jechania 200 km/h po prostej, a ogarnianie wszystkiego dookoła, znajomość przepisów i ich stosowanie. Plus oczywiście dostosowanie jazdy do warunków i znajomość zachowania auta w różnych warunkach. Chyba dlatego nigdy w życiu nie dostałem żadnego mandatu i nie spowodowałem żadnej kolizji czy wypadku.

Natomiast co do sensowności (bądź nie) pewnych ograniczeń: zgadzam się z tym, że część z nich jest kompletnie bezsensowna (jak ktoś chce konkretów, to napiszę).
Sam znam przynajmniej kilka takich bezsensownych, które stoją na mojej codziennej drodze. Dlatego gorąco popierając zaostrzenie kar jestem też za tym, aby pewne ograniczenia zmienić.
No i za tym, aby łamiący je mieli choć cień szansy na to, że wpadną. :wink:

A może nie wszyscy to czują. Jest pewna różnica między kierowca o np. dziesięcioletnim „stażu” a tym co wczoraj zdał egzamin. Zwykła droga ma z reguły dwa pasy. Dwóch na zakręcie, naprzeciw. Jeden co „czuje” i ten drugi co sądzi że „czuje”. I z reguły to on decyduje o życiu. Nieraz ich obu.

U nas jak ktoś myśli, że czuje, a nie czuje, to najczęściej leci już 150 km/h na 90. A niejednokrotnie to + przegląd techniczny od kilku lat nie powinien już być podbijany ze względu na fatalny stan auta.
Każdy ma obowiązek dostosowania prędkości jazdy do warunków panujących na drogach. U zachodnich sąsiadów jakoś się masowo na ich lokalnych drogach nie zabijają. A jak miejsce jest zdradliwe, to da się je zabezpieczyć, żeby nie dało się pojechać na czołówkę. Sam kojarzę dwie takie lokalizacje, jedną na Pomorzu, drugą na Mazurach. Zdradliwe łuki powodowały masę wypadków, sporo śmiertelnych. Ostatecznie tu i tu kierunki ruchu rozgrodzono po prostu metalową barierą (wykluczając jakąkolwiek możliwość wyprzedzania) a dodatkowo na Pomorzu dostawiono jeszcze odcinkowy pomiar prędkości. No i wypadki się skończyły.

Nie. U nas każdy to ktoś myśli że „czuje” oznacza że nie myśli.

Oczywiście, że się da. Często niskim kosztem, bez dużej przebudowy, zmieniając np. nieco organizację ruchu.
Problem w tym, że w wielu miejscach kompletnie nic z tym nie robią jak nie ma wypadków śmiertelnych.
np.


Oczywiście wszystkie drogi z ruchem w obie strony. Budynek kompletnie zasłania auta nadjeżdżające z drogi z pierwszeństwem (ograniczenie do 50km/h). Przed przejściem jest dopiero 40 km/h. Od lat regularnie wypadki z wjechaniem w bok auta wyjeżdżającego spod znaku STOP. (zerowa widoczność)
W normalnym państwie by to od razu przebudowali. (na mapie oczywiście wszystko wygląda ok). Tutaj wystarczyło by zamknąć możliwość wjazdu z głównej i 40m dalej zamienić kierunek ruchu na uliczce, aby pojazdy mogły wjechać z głównej.

U nas prawo stanowią populiści. Szkoda klawiatury na debaty :wink:

Tak, prawo tworzą populiści, ale my dyskutować możemy. Jak ktoś nie chce, to przecież nie musi. :wink: Poza tym dyskutujemy tu o wielu różnych sprawach, na które nie mamy wpływu.
No i najważniejsze: o ile na PoRD i inne przepisy wpływu nie mamy, to na to jak my jeździmy, na swoją jazdę, wpływ mamy.

Ostatnio na fejsikowym fanpage dogmatów karnisty śledziłem dyskusje o propozycji odbierania pojazdu za drastyczne przestępstwa drogowe. Ten wpis i dyskusja pod nim to najlepsza ilustracja zderzenia rzeczywistości z „widzimisię” na którym opiera się populizm:
https://www.facebook.com/100043849703290/posts/380834370054883/

Cytat z w/w:
„Mamy tu do czynienia z myśleniem magicznym i wykorzystywaniem prawa karnego, by zamiast racjonalnej kary i realnej poprawy bezpieczeństwa na drodze wzbudzać jedynie niezdrowe emocje i zbijać na tym kapitał polityczny”

Jazda z dozwolonymi prędkościami w Polsce to niezła zabawa. To sposób aby doprowadzić wszystkich z tyłu do gorączki. Ograniczenia są w tym kraju tak absurdalne, że momentami aż śmieszne. Czasami jadę zgodnie ze znakami i wtedy z tyłu ogon i stado gotujących się ludzi.

Swoją drogą żadna kara nie zrobi różnicy alkoholikowi.

W normalnym państwie, normalny obywatel zatrzymał by się przed wjazdem na drogę z pierwszeństwem przejazdu z podporządkowanej. Jest znak stop i są na drodze „zęby”.

Też raz na jakiś czas robię taki eksperyment i przyglądam się jak za mną buduje się korek albo obserwuję nerwowe wyprzedzanie mnie przez kolejnych kierowców.

Wysokie kary finansowe za przestrzeganie prędkości mogą to zmienić. Osobiście jestem skłonny przestrzegać rygorystycznych ograniczeń, ale mówię to z punktu widzenia osoby, która teraz mało jeździ i zazwyczaj jak już jedzie to się nie musi spieszyć.

Zobaczymy co zostanie finalnie wprowadzone z tego projektu. Jeszcze paręnaście lat temu nie patrzyłbym na niego przychylnie. Dużo jeździłem i pewnie nieracjonalne limity dzień w dzień - z czasem by mnie zaczęły irytować.

Jak terminy gonią to na budowach i w weekendy się pracuje. I tak samo w każdej chwili może stać się w miejscu, które opisujesz.

Tylko że normalnych - w Twoim rozumieniu - państw to raczej nie ma.

Ja w Bawarii mam taką sytuację koło pracy, codziennie ryzykuję, wracając z roboty. Na szczęście tutaj kierowcy z reguły do oznakowania się stosują, zamiast dywagować o jego zasadności.

Po drugiej stronie oceanu zaś mój brat w wielkiej ciężarówce codziennie boryka się na amerykańskich highwayach z rzeczami „nie do pomyślenia w normalnych krajach”.

A nie pomyślał Kolega, że ta administracja jest, jaka jest, bo po prostu odzwierciedla powszechne postawy w społeczeństwie?

Tam nie pracują przecież Marsjanie.