Na przykład robiąc siku i kupę w zakładowej toalecie?
Popabadasz teraz w skrajność. To jest czynność (potrzeba) fizjologiczna która dotyczy każdego pracownika na którą on nie ma wpływu. I ma prawo w takim wypadku przerwać pracę i udać się za potrzebą.
Dokładnie takich samych argumentów można użyć w sprawie porady lekarskiej.
Dokładnie to jesteś dziwny ty i twoje argumenta.
Używanie argumentacji ad personam w dyskusji jest tym samym co zrobienie kupy, na stole, podczas posiłku
Dlatego, żeby nie trzeba było potrącać dniówki za czas nieobecności w pracy.
Chyba nie sądzisz, że pracodawca pojedzie z tobą sprawdzić czy wyszedłeś
się wysikać czy postawić klocki.
A używasz programów przenośnych odpalając je z pendrive’a lub karty pamięci i czy masz na to pozwolenie? Niby danych nie pozostawiają, ale w rejestrze i AppData widywałem pozostałości po nich. Fakt, że było ich mniej niż z instalacyjnych, ale były. Pozostaje jeszcze kwestia sterowników czy mogą być na służbowym sprzęcie według regulaminu i co dostrzegłem u siebie, karty pamięci działają bez widocznej instalacji sterowników tak jak płyty
To jeszcze w biurach można to robić.
Przeważnie porty USB są zablokowane.
Pewnie jakiś informatyk z “dupy” to i porty USB niezablokowane
Nie, nawet nie przyszło by mi do głowy podłączać pendrive, czy inny dysk USB. To mogło by być nawet rodajem sugestii dla pracodawcy, że wyciągam jakieś służbowe dane poza służbowy komputer a to już spore przegięcie. Z tego co wiem, to USB mam poblokowane jeżeli chodzi o pendrive. Podłączam czasem tablet (taki do rysowania, jak robię prezentajcę), sterowniki bez problemu się same zaintstalowały.
Tablet ma wbudowany czytnik kart pamięci, ale nie sprawdzałem w działaniu, nie chcę ‘triggerować’ działu bezpieczeństwa firmy.
Do mnie to nie przemawia - przesiadam się wtedy na smarfona, albo prywatny sprzęt. To tak, jakby powiedzieć, że w czasie wolnym w kuchni firmowej mogę warzyć piwo, albo w garażu naprawiać samochód.
Jeśli to zrobi w 20 min na przerwie z tyłu na parkingu(naprawę auta) i nie będzie to przesadzać innym pracownikom w parkowaniu dojeździe czy też wyjechaniu z parkingu to nie ma problemu. A to co ma zrobić w robocie to niech zrobi i nie mam powodu się go czepiać
Porównanie z kosmosu. Naprawdę, stosujesz porównania niewspółmierne do zaistniałej sytuacji. Co jeszcze chciałbyś zrobić? Przeprowadzić operację na otwartym mózgu? Mówimy o korzystaniu ze sprzętu powierzonego w ramach wykonywanych obowiązków. Nie sądzę, aby pracownikom wykonującym zadania na komputerze powierzano linie do produkcji piwa. To bez sensu. To samo dotyczy garażu firmowego. Jestem przekonany, że nikt nie będzie miał pretensji do mechanika, że w czasie przerwy napompuje sobie koło służbowym kompresorem. Ale jak postanowi się wybrać do biura kadrowej i pograć w karty, to ktoś może mieć pretensje. Widzisz już kuriozum swojego przykładu?
Czytam co piszecie, i ręce opadają…
Przerzucacie się argumentami, co pracownik może a czego nie. Co może pracodawca, a czego nie.
Zapominacie jednak, że na pracodawcy spoczywają obowiązki nie tylko w stosunku do pracownika, ale i do swoich zleceniodawców, a nawet narzucone przez prawo.
Praca na sprzęcie prywatnym - też nie jest rozwiązaniem…
Generalnie zaś - widać jak na dłoni patologię obu stron, i typowe dla Polaków kombinatorstwo.
Na pewno są pracodawcy, którzy chcą i nadużywają monitoringu. To samo tyczy się pracowników - w odniesieniu do powierzonego im sprzętu (i nie ma znaczenia czy to komputer czy młotek). Efekt końcowy zaś, bywa zgoła nieprzewidywalny. Tymczasem mało która ze stron, chce / ma odwagę postawić sprawę otwarcie.
Pracuję na styku, i mam wgląd w to, co robią użytkownicy, Zarząd nie ma czasu na analizę co i kiedy robił iksiński na komputerze. Zarząd interesuje żeby pracownik wykonał swoją pracę starannie i w określonym czasie. Jeden zrobi to szybciej, innemu zajmie to więcej czasu. I dobry szef zorientuje się w tym bez monitoringu. Dopiero wtedy, sięgnie po zebrane dane, by mieć jakieś konkrety do przeprowadzenia poważnej rozmowy.
Ludzie zawsze są najsłabszym ogniwem. A monitoring ? Jeśli jesteś dobry w tym co robisz, to twoja praca będzie twoją najlepszą tarczą przed nim. Jeśli jesteś bumelantem, to z monitoringiem czy bez niego, wcześniej czy później ktoś się w tym połapie i wyciągnie konsekwencje.
I z drugiej strony: jeśli szef jest kutwą, to monitoring i jego wykorzystanie będzie mu służyło do gnębienia pracownika, a wtedy powinien być to sygnał, żeby zmienić pracodawcę.
Jest jeszcze jedna kwestia: znane są mi przypadki, w których monitoring, ratował tyłek pracownika.
Bo nie oszukujmy się: pracownik jest podatny na inżynierię socjologiczną, a żyjemy w czasach, gdzie komputery niepodłączone do sieci, to rzadkość.
Trochę to chaotycznie opisane, ale mam nadzieję że zrozumiecie do czego zmierzam…
Dokładnie. U mnie w firmie są jeszcze systematyczne szkolenia z bezpieczeństwa, oraz jest też cyklicznie testowane co się ludzie nauczyli (czyli niezapowiedniane kontrolowane ataki w postaci wysyłania linków i nakłaniania do kliknięcia itd.).
Ciekawe… kto tym trollom za prowokację: płaci, ile płaci i z czyich pieniędzy?
Firma z firmowych pieniędzy.
To się nie nazywa trolling tylko audyt i jest to normalna praktyka we wszystkich firmach. I jest to naprawdę edukacyjne dla samych pracowników jak i dla firmy która dzięki takim zabiegom dowiaduje się gdzie są słabe punkty w ich zarządzaniu zasobami ludzkimi i bezpieczeństwem i może potem korygować te błędy poddając pracowników szkoleniom.
Tylko pracodawcy wolą na tym oszczędzać, zwłaszcza instytucje państwowe.
W instytucjach państwowych są szkolenia zewnętrznych firm - problemem jest natomiast “beton” na poziomie:
- to jest skandal, że ekran się blokuje po czasie bezczynności i trzeba potem jeszcze raz hasło wpisywać, nie daje się pracować!
- ale proszę pani, ekran się blokuje po godzinie
- no właśnie!
Oraz beton na stanowiskach dyrektorskich, który nie rozumie tego problemu.