Akurat w przypadku fizyki, zazwyczaj trzeba pomyśleć i to dużo, zanim wykorzysta się w ogóle jakiś wzór czy prawo.
Szczególnie jak się dostanie zadane kilka stron podobnych zadań opierające się o 3 te same wzory czy 1 prawo… trzeba uważać, żeby się nie przemyśleć Przy czym praktycznie 0 tłumaczenia co i jak, dlaczego liczymy to tak, a nie inaczej, suche wzory przepisywane z zeszyciku nauczycielki, same przekształcenia, totalnie przystępne. O tyle dobrze, że w gim miałem dość porządnie fizę wytłumaczoną. Przynajmniej na fizie nikt u nas tego nie kontrolował praktycznie, kto chciał to sobie wszystkie zadanka stukał, kto nie chciał to nie stukał.
Z tego co kojarzę, to zgodnie z prawem, jeśli wypisałeś się z lekcji religii to masz obowiązek chodzić na lekcje etyki, a jeśli ich nie ma w Twojej szkole, to szkoła (?) ma obowiązek dowieźć Cię na lekcje etyki do najbliższego ośrodka, w którym jest ona wykładana.
Ja o czymś takim nie słyszałem. U nas osoby nie uczestniczące w religii, o ile religia nie jest pierwszą lub ostatnią godziną, podczas okienka mają obowiązek przebywać w bibliotece lub bufecie.
Pewnie to zależy od nauczyciela. Bo ja z kolei niezbyt dobrze fizykę miałem wykładaną w gimnazjum (albo inaczej - nauczycielka była mało wymagająca, bo źle nie uczyła). Tam tak naprawdę wystarczało podstawić dane pod wzór i miało się wynik. W liceum niejednokrotnie bez dobrego rysunku obyć się nie można, a i to często nic nie daje. Wyprowadzenia wzorów i praw są rzeczą najprostszą, bo tego można się łatwo nauczyć. A przynajmniej mi to przychodzi najłatwiej.
Ech… aż sobie przypomniałem zadania z mechaniki na studiach. Ach te belki i działające na nie siły gnące, ściskające i rozciągające. Tu trzeba było samemu wymyślić gdzie i jakie siły działają na belkę. Bez rysunku ani rusz, a bywało, że i z nim były problemy. Fakt faktem, do domu z mechaniki nie mieliśmy zadawanych zadań, ale jak ktoś się nie uczył w domu i nie wiedział co się dzieje na ćwiczeniach, to krucho z nim było potem.
No i to właśnie rozumiem. uczyć to się w domu można, ale takie marnowanie czasu na siłę to do mnie nie przemawia. a zazwyczaj ‘wartość edukacyjna’ pracy domowej niestety jest bliska 0. Z resztą takie wymaganie jest bez sensu. jak ktoś chce to zrobi, jak ktoś uważa, że to rozumie i nie musi to po co ma nad tym siedzieć… Albo jakieś zadania z matmy, podpunktów na 3/4 alfabetu, 1 polecenie i przykłady jeden podobny do drugiego, mało co się różnią, coraz trudniejsze. Równie dobrze można by zrobić co 5, czy co 10.
Jeżeli idzie o religie to ja byłem wypisany, z reszta jak sporo osób i żadnych zajęć zamiast tego nie było, nigdzie na terenie szkoły nie siedzieliśmy nawet jak były miedzy innymi lekcjami.
Może i powtarzanie jest potrzebne, ale nie takie, ze powtarzasz coś 20 razy naraz, a potem nic. Zobaczcie sobie krzywą zapominania.
To zależy od tego czy się ktoś przykłada i myśli czy robi jak robot.
A co do religii - ja ją lubiłem (nie liczę podstawówki gdzie miałem mohera która kary cielesne lubiła) odrabiałem inne przedmioty. Żadnego problemu z tego powodu nie miałem.
Możliwe, że mniej zdolni uczniowie potrzebują wykonać ich więcej aby się nauczyć ich rozwiązywania. Jedyny sposób na to to dobrowolna praca domowa, ale podejrzewam, że uczniowie mieliby problem żeby się zmobilizować, i jeśli jest taka potrzeba, ją odrobić. Nauczyciel musiałby poświęcać na te zagadnienia więcej czasu na lekcjach, co skutkowałoby obniżeniem poziomu nauczania. I tutaj dochodzimy do sedna sprawy - zbyt małej liczby godzin z poszczególnych przedmiotów - a są za to godziny nikomu niepotrzebne. Po co mi po 2 godziny religii w tygodniu przez wszystkie lata nauki?
A czemu by nie ? Powinni dzielić klasy na te bardziej tępe i te mądrzejsze. Po takim zagraniu wszyscy mieli by co chcą. Zamiast uczyć dobrych wałkuje się to samo w kółko do tych tępych.
A jeżeli ktoś jest “tępy” (jak to ująłeś) z przedmiotów humanistycznych a “mądrzejszy” , ze ścisłych to w jakiej klasie byś go umieścił?
Czyli ja, humanistyczne nie są dla mnie, osobiście wolę takie, gdzie 2*2 to 4 i nie ma innej opcji
Tutaj są dwie drogi. Albo dzielimy pod ścisłe (trza zrozumieć), albo robimy klasy pod matę i humana osobno (bo z niego trza wykuć, bo niestety nie liczy się to co myślisz ty, ale to co wymyślili kiedyś “mądrzejsi” od ciebie).
No i po to właśnie są klasy profilowane. Jeśli w klasie wszyscy uczniowie są dobrzy z matematyki, to nauczyciel może po prostu zadać co piąte zadanie - i to wystarczy. A czas który zostanie poświęcić np. na zagadnienia wykraczające poza program, czy po prostu realizację programu rozszerzonego, jak to jest normalnie w liceach.
Takie coś powinno również być w technikum. To, że chce mieć technika nie znaczy, że jestem tępy ze wszystkiego i muszę wałkować milionowy raz to samo, albo spać na lekcjach
To jest inaczej? Chodziłem do Zespołu Szkół Technicznych i były tam klasy technikum o różnych specjalnościach, dla mniej zdolnych były klasy liceum zawodowego, a dla tych zdolnych, ale bardziej humanistycznie było liceum profilowane (również z różnymi specjalizacjami).
Szukacie dziury w całym. Jak ktoś umie zrobić te zadania z matematyki, to praca domowa zajmie mu maks godzinę. Dzieciaki, którym dawałem korki na poziomie gimnazjum robili średnio jedno zadanie w 3 minuty, a na poziomie szkoły średniej - 8 - 10 minut.
E tam, teraz w Liceum będzie można wybierać przedmioty, które się będzie chciało szlifować. Już to widzę, w szkołach nie będzie się chciało podzielić wszystkiego logicznie i wyjdzie tak jak zwykle
Jest inaczej - masz program z LO z dodatkowymi przedmiotami zawodowymi - więc całe dnie w szkole siedzisz.
Mój rekord życiowy wynosił 44godziny lekcyjne tygodniowo przez cały rok w technikum.
Technikum powinno być zorganizowane tak, że przez pierwsze 3 lata przygotowywujesz się przede wszystkim do matury, którą zdajesz właśnie po 3 latach, a potem zostałyby same przedmioty zawodowe, aby jak najlepiej przygotować do egzaminu zawodowego.
#-o
Zdajesz sobie sprawę z tego, że tak się nie da? Na przykład w jaki sposób chciałbyś nauczyć się układów cyfrowych nie wiedząc jak działa tranzystor? Albo idąc dalej Twoim tokiem myślenia rozważmy taką sytuację na studiach - wrzućmy do jednego roku akademickiego matematykę, fizykę, fizykę techniczną, termodynamikę, mechanikę… a co mi tam! Dodajmy do tego jeszcze obliczenia inżynierskie w Matlabie nie wiedząc co to macierz. Po prostu B R A V O! =D>
Nie mówię, aby przedmiotów zawodowych nie było przez pierwsze trzy lata. Ale w 4 klasie mogłyby zostać same zawodowe. A wcześniej - ogólnokształcące + zawodowe, ale w mniejszej ilości niż dotychczas.