Ta teoria to pewnie “Biocentryzm”? Odsyłam więc do: https://wduch.wordpress.com/2013/01/20/biocentryzm/
Nie wiem. Teoria kwantowa zakłada ustalenie się stanu kwantowego w momencie interakcji z “obserwatorem”. To normalna sytuacja w skali mikro. W świecie makro prowadziłaby właśnie do takich kuriozalnych sytuacji, jak ustalanie się obrazu świata w momencie jego oglądania. Np. typowy wieczór, idziesz do lodówki po piwo, otwierasz puszkę, ale póki jej nie otworzysz nie jesteś ze 100% pewnością stwierdzić, że w środku jest piwo - może był jakiś błąd na linii produkcyjnej. Dopiero po “sprawdzeniu” wiesz. Pytanie, co z innymi prawdopodobieństwami, że zamiast piwa nalała się tam sama woda…
Wracając do początku tematu, sens istnienia to prokreacja! Innego nie ma. Kto tego nie czyni, tego egzystencja jest w istocie bezwartościowa. To wszystko. Może to smutne?
A jaki jest sens prokreacji samej w sobie?
Wytłumaczmy sobie jedno. Czemu ma to mieć jakikolwiek sens - i co ma niby znaczyć ten “sens”? Bawiąc się w te niepotrzebne dywagacje należy również pytać o sens życia jaszczurki
Postawmy więc takie pytanie, co to jest “sens życia”?
Jasno i prosto: życie nie ma sensu.
Skoro nie zdefiniowaliśmy czym jest “sens życia” to skąd możemy wiedzieć, że życie go nie ma?
Bo wiemy co to życie i wiemy o jaki sens chodzi. Mniej więcej wiemy, a mówimy przecież o znanym życiu i jego sensie.
Można to jeszcze inaczej ująć:
Sensem życia jest życie, ale jaki to ma sens, to nie wiemy. Jak ktoś go widzi, to ok, jak nie, to też.
Otworzyłeś wrota Pandory Co to jest życie?
Może organizm zdolny do powielania swojego genomu? No ale to by świadczyło że muł nie jest żywy, a wirus już tak
Osioł czy muł?
Oczywiście, już poprawiłem
Wirusy jak wirusy Ale co zrobimy z prionami?
Zamiast quasi-filozoficznego pytania o “sens życia” trzeba zadać proste pytanie - jaki jest CEL życia organizmów żywych
"Z zapamiętałego zakochania się w sobie, o jakim wspominałem, a z którego ani myślę drwić, bo wywołała je rozpacz niewiedzy, wywindowaliście samych siebie w zaraniu historycznym na sam szczyt Stworzenia, podporządkowując sobie byt cały, a nie tylko lokalne jego podłoże. Umieściliście siebie na wierzchołku Drzewa Rodzajów, razem z tym Drzewem - na wyróżnionym bosko globie, kornie obieganym przez służebną gwiazdę, razem z nią - w samym środku Uniwersum, przy czym uznaliście, że jego gwiezdność jest po to, by wam Harmonią Sfer przygrywała; to, że nic nie słychać, nie zbiło was z tropu: muzyka jest, skoro powinna być, a więc niedosłyszana.
Potem przybór wiedzy popychał was ku kolejnym aktom detronizacji kwantowanej, więc jużeście nie w centrum gwiazd, ale gdzie bądź, już nie i w środku układu, lecz na jednej z planet, a otoście i nie najmędrsi, bo was maszyna poucza - choć przez was zrobiona - tak tedy, po owych degradacjach i abdykacjach z całego królowania pozostała wam, jako resztka słodkiej schedy utraconej - ustalona ewolucyjnie Naczelność. Przykre to były odwroty, wstydliwe rezygnacje, lecz ostatnim czasem odsapnęliście, że z tym koniec. Samoobrabowawszy się ze specjalnych przywilejów, które jakoby Absolut nadał wam osobiście, a to przez żywioną ku wam szczególną sympatię, już tylko jako pierwsi wśród zwierząt czy nad zwierzętami sądzicie, że nikt i nic nie strąci was z tej pozycji - nie tak znowu świetnej.
Otóż mylicie się. Jam jest Zwiastun złej wieści, Anioł, który przyszedł wypędzić was z ostatniego azylu, bo czego Darwin do końca nie uczynił, ja uczynię, Tyle, że nie anielskim, to znaczy gwałtownym sposobem, ponieważ nie używam miecza jako argumentu"
[…]
Sensem przekaźnika jest przekaz.
Gatunki powstają z błądzenia błędu.
A oto trzecie prawo Ewolucji, któregoście się nie domyślili dotąd: Budowane jest mniej doskonałe od budującego.
[…]
Oceny wasze są skutkiem ignorancji technologicznej. Skala trudności budowlanych jest w swojej rozpiętości rzeczywistej niedostrzegalna dla obserwatorów, ulokowanych wcześnie w czasie historycznym. Wy już wiecie, że trudniej zbudować samolot od parostatku, a rakietę fotonową od chemicznej, natomiast dla Ateńczyka starożytności, dla poddanych Karola Młota, dla myślicieli Francji andegaweńskiej te wszystkie wehikuły zlewałyby się w jedno — niedostępnością ich budowy. Dziecko nie wie, że trudniej jest zdjąć Księżyc z nieba niż obraz ze ściany! Dla dziecka — tak jak dla ignoranta — nie ma różnicy między gramofonem i GOLEMEM. Jeśli tedy zamierzam dowodzić, że Ewolucja z wczesnego mistrzostwa zabrnięcia w partactwo, niemniej będzie mowa o takim partactwie, które dla was wciąż jeszcze jest wirtuozerią nieosiągalną. Niczym ten, kto bez przyrządów i bez wiedzy stoi u podnóża góry, nie możecie ocenić właściwie wyżyn i nizin ewolucyjnego działania.
Pomyliliście dwie zupełnie różne rzeczy, uznając stopień złożoności budowanego oraz jego stopień doskonałości za cechy nierozłączne. Glon macie za prostszy — a więc prymitywniejmy, a więc niższy od orła. Lecz ów glon wprowadza fotony Słońca w związki swego ciała, on obraca opad kosmicznej energii wprost w życie i będzie dlatego trwał po kres Słońca, on żywi się gwiazdą, a czym orzeł? Myszami, jako ich pasożyt, myszy zaś korzeniami roślin, więc lądowej odmiany glonu oceanicznego, i z takich piramid pasożytnictwa cała biosfera się składa, bo zieleń roślinna jest jej opoką życiową, więc na wszystkich poziomach tych hierarchii trwa ciągła zmiana gatunków, pożeraniem się równoważących, bo utraciły łączność z gwiazda, i sobą, a nie nią tuczy się wyższa złożoność organizmów, więc jeśli już koniecznie chcecie tu perfekcję czcić, podziw należy się biosferze: kod powołał ją, aby w niej cyrkulować i rozgałęziać się, skandowaniem na wszystkich jej piętrach, jako chwilowych rusztowaniach, wikłających się, lecz energią i użyciem jej coraz prymitywniejszych.
Nie dowierzacie mi? A więc gdyby Ewolucja uprawiała postęp życia, nie kodu, to orzeł byłby już fotolotem, nie zaś mechanicznie trzepoczącym szybowcem, i żywe nie pełzałoby, nie kroczyło, nie żarło żywego, lecz niezależnością zdobytą wyszłoby poza glon i poza glob, wy jednak, z głębi swojej ignorancji, upatrujecie postęp w tym właśnie, że pradoskonałość została utracona, zgubiona podczas drogi wzwyż — wzwyż komplikacji, nie postępu. Toż potraficie sami rywalizować z Ewolucją, lecz tylko w regionie późnych jej tworów — budując czujniki wzrokowe, termiczne, akustyczne, naśladując mechanizmy lokomocji, płuca, serca, nerki — lecz gdzież wam do owładnięcia fotosyntezą lub trudniejszą jeszcze techniką języka sprawczego. Głupstwa, wyartykułowane w tym języku, imitujecie, czy to wam nie świta?"
Stanisław Lem “Golem XIV”, fragment wykładu inauguracyjnego Golema.
A nie dało się tak w jednym zdaniu?
W dwóch
Acha. I wszystko jasne
Może w naszym układzie jesteśmy tylko my, ale w we wszechświecie jest 500 mld galaktyk średnio 100 mld gwiazd każda - ogromna większość nie ma planet, ale niektóre jak nasza mają ich 8… więc prędzej czy później zetkniemy się z inną cywilizacją i najprawdopodobniej potraktują nas jak my Indian więc sens jest taki że trzeba zapie*dalać żeby awansować do cywilizacji typu minimum pierwszego (Skala Kardaszowa) po to żeby nie być przegranym na dzień dobry i nie stać się zdziesiątkowaną cywilizacją niewolników.