Strajk już przeszedł? Siano się nie zgadza?

Konkretnie. Zapamietaj sobie.
U jakiegoś pracodawcy zarobiłeś np. 6000 zł. Tyle ci wypłacił. To ile ci z tego zostało po wszelakich potraceniach zanim trzepną cie podatkiem niewiele sie rózni od tego co ci pracodawca dał.
A tam cuda wianki.

Jak Ci wypłacił 6000 to znaczy że zarobiłeś 8383 zł a kosztowałeś swojego pracodawcę 10100 zł.

Więc już Cię trzepnęli podatkiem :slight_smile:

1 polubienie

Używaj słów “brutto” i “netto”. Bo nic z tego nie wynika.

To, że ci tyle wypłacił nie oznacza też że tyle zarobiłeś. Wiesz dlaczego? Bo żeby zarobić te 6k musiałeś ponieść też koszty tego przychodu. Na przykład na dojazdy do pracy i z pracy. Więc adekwatnie od tych 6k musisz jeszcze odjąć koszty benzyny lub koszty biletów komunikacji. I wiele innych kosztów które musiałeś ponieść by zarobić te 6k (na przykład też jedzenie które jesz w pracy lub kupujesz w zakładowej stołówce). Dopiero jak odejmiesz wszystkie koszty przychodu od tych 6k wychodzi ci zysk. Tym mniej więcej różni się przychód od zysku.

Ja bym zyskiem raczej nazwał dochód netto, a nie brutto ale jak kto woli :slight_smile:

Czyli od tej kwoty po uwzględnieniu kosztów uzyskania przychodu odjął bym podatek dochodowy :slight_smile:

Znaczy się tylko bydło i niewolników :wink:

To zupełnie co innego. Ja mówię o sytuacji w której kots dostaje wypłatę 6k do ręki. To nie jest czysty zysk bo żeby zarobić te 6k musiał ponieść jakieś koszty jak choćby dojazd właśnie do miejsca pracy. Więc zarabiając 6k równocześnie wydawał pieniądze by dojechać tam gdzie je zarabia. A więc koszt podróży do pracy musi od tych 6k odjąć. Dopiero wtedy wychodzi zysk. 6K to przychód ale nie zysk.

Prościej. Zarabiam 3000 zł (na rękę - tyle dostaję na konto od pracodawcy) ale koszt dojazdu do pracy wynosi mnie miesięcznie 500 zł. Więc tak naprawdę nie zarabiam 3000 zł tylko 2500zł bo 500 zł wydaję na sam dojazd. Te 500 zł to są moje koszty przychodu a zysk mam wtedy 2500.

Dlatego na przykład koszty benzyny na dojazd do pracy można sobie wpisać w rozliczeniu PIT-37 jako koszty przychodu.

Nie kosztowałeś nic pracodawcy, bo tylko oddał Tobie część tego, co sam wypracowałeś. Żaden pracodawca ze swojej kieszeni nie dokłada. Pracujesz na siebie, pracodawcę i podatki [= masz nad sobą dwóch pasożytów :wink: ]

Też nie. Zyskiem jest to, co możesz wydać na zachcianki wedle własnej woli. Z pensji netto musisz jeszcze opłacić czynsz, media, podstawowe jedzenie itp.

A jak akurat przez ten miesiąc nic nie robiłeś bo firmy stoją przez pandemię to nie oddał Tobie części tego co wypracowałeś tylko wyłożył ze swojej kieszeni, bo wie, że koszt poniesiony na pracownika teraz zwróci się z nawiązką jak biznes ruszy - wtedy posiadanie doświadczonego pracownika w swojej firmie który prawdopodobnie doceni “utrzymanie” pomimo zastoju pozwoli nadrobić straty z chudych miesięcy.

W firmach zarabia wyłącznie dział sprzedaży. Cała reszta to koszt. Owszem, potrzebny do tego, żeby handlowcy mieli co sprzedać, ale jednak. Takie podejście do tematu wydaje mi się bliższe realiom :slight_smile:

O czym ta rozmowa. Przez kilka lat rozliczałem ludziom pensję. Tak manager(kierownik średniego szczebla) w Anglii ma takie zadanie. Masz budżet i musisz się zmieścić. Ludzie, materiały, itd. I tak co 2 tygodnie. Jak nie wyrabiasz, to przestaje być opłacalne. Proste. kropka.
A podatek, jest poboczną, wliczoną w robocizne.

Jest jeszcze samozadowolenie.

Idąc tym tropem to jeszcze od własnych zachcianek musisz zapłacić VAT :slight_smile:
Chyba, że zachcianka to będzie jakiś pobyt wakacyjny to będzie pewnie jeszcze jakaś opłata klimatyczna czy od agrokultury :smiley:

Czyli to jest coś w stylu przychód - koszta uzyskania przychodu.
Czyli jeszcze prościej to co masz w portfelu na daną chwilę przed odezwaniem się skarbowego :smiley:

Picie, palenie, benzyna. Tutaj są podatki ładnie nazwane akcyza. A cała reszta to pikuś.

Podatek cukrowy :smiley:

Nie, nie z własnej kieszeni, tylko z tego, co zarobił na TWOJEJ pracy wcześniej, lub z tego, co zabierze TOBIE później :slight_smile:

Zgadza się. Może okazać się, że harujesz cały miesiąc za 100 zł zysku w przypadku wielu ludzi w tym kraju. Świadomość tego faktu ukrywa się, by nie było buntów, a powszechnego prawa do posiadania broni się nie wprowadza, by te bunty nie zakończyły się tak, jak rządzącym się należy :wink:

Ale wiesz, że szef też pracuje, nie? :slight_smile:
Zresztą nigdy nie rozumiałem tej argumentacji (“szef zarabia na Twojej pracy”). Żeby szefa nie było to byś nie pracował i ani Ty ani on byście nie zarobili. Umawiacie się na jakąś kwotę, obaj powinniście być względnie zadowoleni (względnie, bo on by wolał dać mniej, a Ty bo byś wolał dostać więcej). Jak się któremuś z Was nie podoba, to kończycie współpracę i rozchodzicie się w swoje strony. Co jest w tym takiego niesprawiedliwego?

1 polubienie

Gdybyś miał dojście do klientów bezpośredni, bez pośrednictwa szefa, to byłby szef niepotrzebny. Jego praca polega na trzymaniu w sekrecie, kto jest klientem docelowym.

“Umawiacie się na jakąś kwotę, obaj powinniście być względnie zadowoleni (względnie, bo on by wolał dać mniej, a Ty bo byś wolał dostać więcej). Jak się któremuś z Was nie podoba, to kończycie współpracę i rozchodzicie się w swoje strony. Co jest w tym takiego niesprawiedliwego?”

Możesz odejść i założyć konkurencyjną firmę, ale… klienci wybierają niemal zawsze firmę o ugruntowanej marce, bo już ją znają. Możesz próbować sprzedawać rozpuszczony karmel, ale i tak wszyscy wybiorą Coca Colę, takie życie :wink:

Na marginesie, mój szef przypomniał sobie, że warto dać mi podwyżkę, gdy złożyłem wypowiedzenie.

Jego praca to podejmowanie istotnych z punktu widzenia biznesu decyzji. Takich decyzji które mogą oznaczać bankructwo albo zyski, zależnie od tego jaką decyzję podejmie (albo na kogo sceduje podjęcie danej decyzji). To, że firma którą posiada ma ugruntowaną pozycję oznacza tylko tyle, że zapracował sobie na tą pozycję przez lata pracy swojej i ludzi których zatrudnił. To nie spada jak manna z nieba (chyba, że przejmujesz biznes po rodzicach - ale widzę, że wiele osób w takich sytuacjach i tak woli rozwijać coś swojego). Każdy zaczyna od zera. Można mieć wiedzę, można mieć szczęście, można się znaleźć we właściwym czasie we właściwym miejscu. Dużo osób dorobiło się na transformacji ustrojowej, ale ich sukces to często gigantyczne wyrzeczenia i granie na jedną kartę. Słyszymy o tych którym się udało, ale tysiące osób zamknęło swoje biznesy - z różnych powodów.

Jedynym wyjątkiem od tej reguły jest. Stanowisko polityczne.
Tam wystarczy dobrze się ustawić, nawet nie trzeba wykształcenia w rtrym zakresie. Ale to już zupełnie inny temat

1 polubienie