To co się wyrabia, to zasłona dymna - temat zastępczy związany z wprowadzaniem nowych podatków opłat oraz przejęciem Idea Bank.
W Danii zmarło dwóch niedawno zaszczepionych ludzi.
Ogólnie zaczęto szczepienia od mieszkańców domów opieki…
To corona-vaccinerede danskere er døde - sammenhæng er mindre sandsynlig
Tłumaczenie z Google (poprawne, sprawdziłem):
Jeden przypadek dotyczy ciężko chorego obywatela, który między innymi cierpiał na ciężką chorobę płuc.
Obywatel był również dotknięty chorobą psychiczną i sprzeciwiał się leczeniu chorób płuc. Obywatel zmarł po zaostrzeniu choroby płuc.
Drugi przypadek dotyczy obywatela w bardzo podeszłym wieku, który był już osłabiony starością.
W obu przypadkach, według oceny Duńskiej Agencji Leków, jest mało prawdopodobne, że istnieje związek ze szczepionką.
Ale te zgony nie zostały spowodowane szczepionką, o czym pisze nawet w artykule, który zalinkowałeś. To jest ta sama sytuacja co z tą arytmią - z mojego wcześniejszego postu:
Tu bym był ostrożny, nie jest wykluczone, że nawet lekka reakcja w stylu gorączki (i tym samym dodatkowe obciążenie organizmu)., wystarczyła do posłania obu seniorów w zaświaty. Zobaczymy jak w Dps w Polsce będzie… wątpię, by szczepionkę testowano masowo na najbardziej schorowanych pensjonariuszach DPS, chyba raczej omijano ich z racji ewentualnych problemów metodologicznych na okoliczność szybkiego zejścia.
W Indonezji przyjęto inną strategię szczepień, kto wie czy nie bardziej racjonalną (zbudowanie odporności wśród potencjalnych superroznosicieli).
U nas superroznosiciele też są szczepieni, czyli osoby publiczne - nauczyciele, służba zdrowia, służby mundurowe etc. ale nie jesteśmy w stanie zaszczepić wszystkich superroznosicieli, z kilku względów: za mało dawek szczepionki żeby wyszczepić młodzież i osoby w sile wieku, oraz brak jest jeszcze pełnych badań na wszystkich grupach ludzi.
Są? Ale by się nauczyciele zdziwili. Swoją drogą, my nie badamy naszej populacji pod kątem rozpoznania superroznosicieli. Więc w gruncie rzeczy, wiemy, że tacy są, ale nie wiemy kim są.
Z matematycznego punktu widzenia największe szanse są w grupie stykającej się z dużą liczba osób, raz łatwo załapiesz, dwa wielu rozdasz.
Wydawało mi się, że o nauczycielach też było wspominane, ale nie śledzę na bieżąco. Może tylko to mi się tak oczywiste wydało, że sobie dopowiedziałem.
Myślę, że to jest znacznie, znacznie, znacznie bardziej skomplikowane
vide:
Pandemia jest świetną okazją do rozwoju kariery naukowej w kilku dziedzinach/dyscyplinach - bodaj 1/2 roku temu jakiś profesor z PAN powiedział, że średnio co 10 minut powstaje artykuł dot. koronwairusa, choroby, metod diagnozowania/leczenia, itp. Z czego ponad połowa to zwykła pisanina.
Ten podlinkowany artykuł to kolejna próba dopasowania modelu do wyników (albo zbudowania modelu na bazie empiryki) - normalna rzecz. Kto jest lepszym kandydatem na superroznosiciela - sprzedawca uliczny czy osoba starsza przebywająca w domu opieki?
Pedagodzy/prycholodzy/metodolodzy też mają używanie, no jak tu kurcze nie napisać artykułu o edukacji zdalnej (że nie udała się nam), skoro tyle źródeł w postaci doniesień medialnych w sieci.
Wydaje mi się, że to jest językowe nieporozumienie. Istnieje takie pojęcie jak “superspreading event” (zdarzenie, podczas którego czynnik zakaźny rozprzestrzenia się znacznie bardziej niż normalnie). Dopiero wewnątrz niego mówi się o “superspreaders” (superroznosiciel).
Owszem, czasem zdarza się tak, że jedynym źródłem “superspreading event” jest człowiek będący nosicielem czynnika zakaźnego i w ten sposób ten człowiek staje się (w ramach tego eventu) "“superspreader-em”. Najlepszy przykład to kucharka Mary Mallon.
Jednak znacznie częściej “superspreading event” nie ma jednej przyczyny, tylko jest efektem zbiegu wielu składowych. Podczas statystycznie typowego przebiegu zakażenia wirusowego takiego typu przeziębieniowego, organizm statystycznie typowego zakażonego człowieka, tylko przez statystycznie określony przedział czasu, wytwarza tak dużą ilość czynnika zakaźnego, aby prawdopodobieństwo przenoszenia się czynnika zakaźnego na inne osoby poprzez kontakt bezpośredni było bardzo duże (skróćmy to do: “okienko zakaźności”). I teraz, aby wystąpił “superspreading event” to musi dojść do zbiegu czynników: po pierwsze osoba zakażona będąca w “okienku zakaźności” musi się znaleźć w takim miejscu, gdzie będzie przebywać dużo niezakażonych osób a do tego wszystkiego warunki panujące w tym miejscu oraz zachowanie wszystkich uczestników także muszą zwiększać prawdopodobieństwo ilości zakażeń. I dopiero wtedy dojdzie do “superspreading event”.
Przy założeniu, że osoba starsza przebywająca w domu opieki, akurat w tym czasie, kiedy jest w “okienku zakaźności” łamie sobie nogę, więc karetka przewozi ją do izby przyjęć szpitala, a tam ona czeka przez kilka godzin, w zatłoczonej, niewietrzonej poczekalni, razem ze kilkudziesięcioma innymi osobami - zbieg tego wszystkiego stwarza duże prawdopodobieństwo doprowadzenia do “superspreading event”.
Przy założeniu, że sprzedawca uliczny, akurat w tym czasie, kiedy jest w “okienku zakaźności”, stoi za ulicznym straganem, używa maseczki i rękawiczek, bez których nie dotyka żadnych rzeczy (np pieniędzy), które przekazuje klientom, prawdopodobieństwo, że dojdzie do “superspreading event” jest niskie.
Co nie zmienia faktu, że osoba publiczna ma większe szanse zostać superroznosicielem, niż większość ludzi, którzy spędzają życie na: dom, praca, dom, spanie i nie wiem, po co z tym nawet dyskutować. Przecież nikt nie będzie badał każdego przypadku indywidualnie na potrzeby szczepień.
Kiedy czytałem, jakiś czas temu, o tym, gdzie najczęściej dochodzi do zakażeń w Polsce, to dominowały dwa miejsca: dom i praca.
To prawda, też o tym czytałem. W tych miejscach nie zachowujemy środków ostrożności, ale to nie ma nic wspólnego z superroznosicielami.
Przypomnę, że moja teza, której bronię, była taka:
Lata się zmieniają a komuna wiecznie żywa.
pierwsze 25 sek.