Ja także uważałem się za zdrowego aż do dnia, kiedy straciłem przytomność w pociągu. Ratownicy wyciągnęli mnie na powietrze, zbadali, nic nie znaleźli, niezdecydowanie zaproponowali mi zawiezienie do szpitala na dokładniejsze badania. Ja tymczasem doszedłem do siebie i przekonany że to tylko zatrucie pokarmowe albo chwilowa niedyspozycja, pojechałem do pracy.
O tym ze jednak jestem chory przekonałem się wieczorem, nadal myśląc że to tylko coś grypopodobnego i że w weekend dojdę do siebie jak zawsze do tej pory. Myliłem się. W szpitalu a następnie w izolatorium spędziłem końcówkę marca, cały kwiecień i początek maja.
Ale aż do feralnego dnia, przekonany o swoim zdrowiu, łaziłem bez maseczki (nie było jeszcze tego obowiązku) i zarażałem. Staram się nie myśleć o tym czy ktoś przeze mnie nie umarł.
Bo ja miałem szczęście, w tamtym okresie umierał w Niemczech co piąty hospitalizowany z powodu wirusa. Obecnie (według RKI), dnia 12 grudnia na stacjach intensywnej opieki leżało około 4,5 tysiąca zarażonych. Z tego 24% czyli co czwarty umarł lub umrze w ciągu kilku najbliższych dni.
Z własnego doświadczenia wiem że tę chorobę łatwo zbagatelizować, szczególnie gdy się jej nie przeszło albo przeszło lekko. Nawet własny brat (antyszczepionkowiec) na początku tłumaczył, że tę chorobę mi po prostu wmówiono. Potem się trochę zreflektował.
Według wirusologów, którym mam osobiste powody wierzyć, najbardziej zaraża się w fazie bezobjawowej. Choćby dlatego że czyni się to nieświadomie i w przekonaniu o swoim zdrowiu lekceważy zalecenia profilaktyczne.
Ja, jako ozdrowieniec, właściwie powinienem jeszcze mieć odporność, i nie powinienem zarażać. Mam jednak świadomość że inni mogą się bać i staram się przestrzegać zasad bezpieczeństwa. Pomimo tego kilka razy zwrócono mi uwagę że nie zachowałem odpowiedniego odstępu w sklepie. Bo to tak samo wychodzi kiedy się przestanie o tym myśleć.
Sam wiem że w takiej sytuacji początkowo ma się wrażenie że ktoś się czepia. Jednak kiedy zastanowię się w jaki sposób ja sam mogłem się zarazić to pokornie przyznaję im rację.
Lepiej nie mieć nikogo na sumieniu.