Wszystkie porównania są i dobre i złe, bo odnoszą się do różnych okresów, do różnych wydarzeń, ale pokazują jednak skalę problemu. Tylko tyle, ale i aż tyle.
Pokażę inne porównanie.
Wczoraj (sobota, 23 stycznia) ze względu na współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami zmarły 264 osoby, a tylko z powodu COVID-19 zmarły 82 osoby.
Razem to 346 osób. Nie sposób ustalić, czy bez zarażenia wszystkie te osoby dalej by żyły dalej ze swoimi chorobami, czy nie, bo jedne miały po prostu nadciśnienie, inne cukrzycę, a inne były poważnie chore (np. miały nowotwór). Przyjmijmy więc ostrożnie tylko te 82 osoby, które nie miały innych chorób.
Według statystyk policji dziennie na naszych drogach ginie ok. 7 osób.
To takie porównanie, które może i niewiele daje, ale też pokazuje skalę problemu.
I dlatego natychmiast powinno się wszystkim zakazać jazdy samochodami. Od ręki, bo ofiar pojazdów jest więcej i wyeliminowanie ich to sprawa trywialna, Zakazujemy jazdy i ludzie nie umierają.
Ale to nic, na zawały i wylewy umiera nam 10x tyle osób. W związku z tym postuluję aby natychmiast nakazać poranne i wieczorne ćwiczenia, a także wprowadzić reglamentacje żywności. Niema chipsów, coli czy chleba. Od dzisiaj sałata, łosoś i 100 pompek z rana.
Zaraza jest niewielkim problemem. Śmiertelność jest niewielka, a uchronienie się przed zachorowaniem jest trywialnie proste. Do tego są skuteczne szczepionki. Problemem jest zniszczenie gospodarki jakie zafundował nam rząd pod pozorem walki z pandemią.
To nie są czynniki zakaźne. Nie jest tak, że jedna osoba z zawałem lub wylewem, zakaża kilka innych zawałami i wylewami. Weź sobie o tym pomyśl bez słów
Przecież jak nie chcesz się zakazić to masz skuteczne sposoby. Pełna maska plus filtr bio za 5zł. Dodatkowo odkażasz sobie rzeczy np. ozonem i masz szansę na zakażenie praktycznie bliską zera, no chyba, że cię pogryzie jakiś zakażony.
W PL (i zapewne nie tylko u nas) od jakichś 10 lat roczna liczba udanych samobójstw niemal dwukrotnie przewyższa liczbę śmiertelnych ofiar wypadków drogowych (a przynajmniej jej dorównuje). Słyszałeś, żeby ktoś na to zwracał równie medialną uwagę? Takich poważnych problemów ludzkość ma dużo, dużo więcej.
Od początku 2021 na Covid zmarło na świecie ok.300k ludzi. Niemało. Wyzdrowiało ok. 10,7 mln ludzi. Ale jak spojrzy się np. na liczbę ofiar raka to już zyskuje się inną perspektywę (Worldometer).
Nie wiem, co masz na myśli, ale na zawały/wylewy nie ma nadziei na odporność stadną ani na szczepionkę. Każda zaraza w końcu wygaśnie sama (bodaj tylko wirus wścieklizny ma w pewnych warunkach 100% śmiertelności) a przypadków chorób cywilizacyjnych jak wylewy, zawały, udary, nowotwory będzie przybywać.
Teoretyzujesz. Bardzo się pilnowałem i mimo tego, zakaziłem się sars-cov-2, a następnie przechorowałem covida… Wydaje się, że wystarczyła jedna wizyta w Zabce koło domu.
Chodzi mu o to, że niema wpływu na to czy ktoś go nie zarazi. Co jest błędnym założeniem. Po pierwsze, może się chronić dostępnymi środkami, po drugie są szczepionki i gdy będą dostępne dla normalnych ludzi, to już jako tako poznamy ich ewentualne efekty uboczne. Po trzecie, jak wiadomo, organizmy w dobrej kondycji fizycznej, niezmiernie rzadko kończą tragicznie. Warto więc dbać o siebie.
Czy po prostu zachowywałeś dystans, chodziłeś w szmatce na buzi itp? Bo to ci nie daje praktycznie żadnej pewności.
Teraz dla odmiany, ja wielokrotnie kontaktowałem się z osobami zarażonymi, bez maseczki, bez dystansu. Codziennie mam kontakt z mnóstwem ludzi, Uprawiam sport, taplam się w zimnej wodzie wśród masy ludzi którzy są pół metra obok i dyszą na wszystkie strony, podobnie osoby z mojej rodziny. Żadne z nas nie miało nawet kataru, o czymkolwiek innym nawet nie wspominając. Być może dawno temu przeszedłem bezobjawowo.
To nie jest reguła. Niektóre osoby są podatne, najwyraźniej genetycznie i ciężko chorują nawet mimo doskonałej formy fizycznej. Poza tym istnieje ryzyko zakażeń krzyżowych - czyli Ty, młody, zdrowy, pewny swojej nieśmiertelności chojrak - możesz wysłać na tamten świat albo doprowadzić do inwalidztwa swoich dziadków, rodziców, sąsiadów etc.
I adekwatnie. Niedowidzący dziadek jadący samochodem może zabić mnie zdrowego, rosłego w kwiecie wieku faceta na pasach dla pieszych. Life is brutal. Wszyscy na coś kiedyś umrzemy.
To co wyżej napisałeś to typowy pisowski szantaż emocjonalny.
Sprawdź sobie policyjne statystyki. Założę się, że prawdopodobieństwo, że zabije Ciebie młody szarżujący chojrak jest o co najmniej rząd wielkości większe niż, że to zrobi niedowidzący dziadek. O flaszkę
I dlatego widząc statystyki, jest jasne KOGO powinno się chronić. Zresztą właśnie trwa program szczepień, i za chwilę osoby starsze przestaną umierać na covid, zaczną np. na pęknięte miednice i z braku opieki.
Wirus jest groźny (przynajmniej tak wynika ze statystyk) dla osób starszych z chorobami przewlekłymi. I to właśnie ich powinno objąć się szczególną ochroną. A nie zamykać całą gospodarkę przez co młodzi ludzie choć zdrowi tracą pracę, pieniądze, wpadają w spirale długów nie mają co do garnka włożyć. To jest chore. Wam emerytom łatwo pisać o tym ale postawcie się jak widzi to młoda osoba której zabrania się pracować, zamyka się jej interes i jak i za co ma ona żyć? Wy macie emeryturę a co ma taka osoba która dopiero na swoją emeryturę pracuje? Nikt nie zwolni jej z opłat za mieszkanie, prąd, czynsz itp. a pracować nie ma jak i gdzie zarabiać pieniędzy bo miejsca pracy są zamykane bo trzeba chronić dziadków.
Nie, przecież to oczywiste dlaczego tak się dzieje. Wystarczy sprawdzić kto konkretnie umiera i wiadomo, że znacząca większość to osoby które żyją na ulicy, nie stronią od narkotyków, alkoholu, nie dbają o swoje zdrowie. Dla wielu z tych ludzi barierą jest też język, utrudniony kontakt z pomocą medyczną. To tak samo jak we Włoszech, tam bez żadnej epidemii na choroby górnego układu oddechowego potrafiło umierać 20 000 osób miesięcznie. Wyobrażasz sobie co się tam działo jak wjazd zrobił Covid?